Recenzja filmu Gliniarz

Obejrzeć dziś dobry film to sztuka. Prędzej ktoś stworzy coś przypadkowego, a niż w morzu paździerzy trafi się coś wartego uwagi.

Cofnę się do 2011 r., radykalna lewica jeszcze nie zagarnęła wszystkiego, co się da. Wolność słowa istnieje, a dowcipy są naprawdę soczyste. Powstał wtedy naprawdę dobry film The Guard. Trafiłem na niego z polecajek.


Mały fragment, a może skłonić do zobaczenia, co się tam kryje. Dla odmiany będzie to Irlandzka produkcja przepełniona sarkastycznym humorem. Nie jest to produkcja dla każdego. Jednych odtrąci język, a innych brak pościgów rodem z Zabójczej broni.

Jednak to, co przyciągnie do ekranów jest poruszenie wszelkich wątków, które dziś są cenzurowane. Bo jak obrażać to tylko białych reszta jest nietykalna. W tym przypadku ani scenarzysta, ani reżyser nie gryźli się w język i wszystko wyłożyli na stół.

Spokojnie, Gliniarz nie opiera się w pełni na tego typu fundamentach. Jest to jedynie początek seansu mający pokazać dwóch protagonistów. Komuś zamorzyło się stworzyć swój buddy movie. Skoro jestem przy tym pora przedstawić naszych twardzieli.


Sierżant Gerry Boyle (Brendan Glee son) to specyficzny człowiek. Jak sam się określa zdegenerowany, ale uczciwy. Jest bardzo bezpośredni, tego nie można mu odmówić. Elegancją nie grzeszy, lecz jest skuteczny i widać, że wie, co robi.

Jego tymczasowym partnerem był Wendella Everetta (Don Cheadle) nadgorliwy agent FBI. Warto wspomnieć o jego afro korzeniach. Na tej płaszczyźnie będzie dochodzić do początkowych tarć między panami.

Jak to bywa produkcjach tego typu, wszystko zaczyna się zmieniać wraz z rozwojem fabularnym. Glina nie oferuje jakiejś skomplikowanej treści. Nie będzie tu zagadki tak zawiłej, jak Dobra Zmiana. Nikt nie traktuje tego filmu na poważnie. Przekaz jest bardzo jasny, ma to być dobra rozrywka do obiadu.


Wszystko jest wyłożone na tacy. W pewnych momentach nawet są subtelne uwagi, jasne dla widza, a dla sierżanta nic niemówiące. W końcu nie można wiedzieć wszystkiego. Oprócz głównej sprawy dzieją się najróżniejsze wątki poboczne. Są one mniej lub bardziej powiązane z głównym tematem.

Bohaterzy zarówno ci pierwszoplanowi, a jak epizodyczni naprawdę zostali przyzwoicie napisani. Złole czyhający w cieniu nie są jakimiś ideałami. To fakt, lecz nie ma co na nich psy wieszać. Nie będę też jakoś doszukiwać się ciężkich przewinień w logice ich działań. Jest to dziś bardzo modne. Warto dać się porwać nurtowi i cieszyć się tym, co podali.

Podsumowując, The Guard to dość lekki film z pewnymi momentami, w których może nieco wytrącić z atmosfery wydarzeń. Koniec, końców jest naprawdę dobrze i bawiłem się świetnie. Śmiała sięgajcie po tę pozycję, bo naprawdę warto. Ocena końcowa 7,5/10.
Udostępnij:

Podobne posty:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania