Kino zachodnie to bla, bla woke, poprawność polityczna. Natomiast nowy Deadpool & Wolverine to powrót do korzeni, podobno...
Rany boskie, już dawno się tak nie wynudziłem przy seansie filmowym. Mimo swojej całej sympatii to Deadpoola zawiodłem się na całej linii. Nie oczekiwałem ambitnej fabuły, choć parę mocniejszych momentów dali.
Idąc na seans wiedziałem czego się spodziewać. Poprzednie części były naprawdę genialne od samego początku. Kipiały energią niepowtarzalną oryginalnością. Prawdziwy tajfun świeżości i te łamanie czwartej ściany. Nic tylko oglądać.
Z kolei tutaj jest całkiem inaczej. Formalnie rzecz biorąc jak ktoś będzie mówił w swej recenzji, że to kino akcji przepełnione charakterystycznymi elementami dobrze znanym fanom serii to nie kłamie.
Tylko zostały one zrobione jak przez jakiegoś fałszerza. Amatorzy się nie zorientują, ale nieliczna grabka będzie patrzeć i nie wierzyć temu co widzą. Już Black Adam miał więcej pomysłu na siebie niż twórcy tego deadpoolo dzieła podobnego.
Wszystkie te brutalne sceny z napisami „końcowymi” były jakieś ugrzecznione. No ok, grzeczne to nie było, lecz nie miało to za grosz pazura. Cały czas miałem wrażenie, jakby ktoś stał za placami reżysera i mówił co ma uciąć, aby nie przeholować.
Zgadzam się z opinią o niezwykle zgranym zespole w postaci Ryan Reynolds i Hugh Jackman. Tutaj nie ma się czego doczepić, bo naprawdę się świetnie uzupełniali. Śmiertelnie poważny Logan i wiecznie dowcipkujący Deadpool. Ich relacje rzeczywiście były całkiem nieźle pokazane. Jednak to trochę mało, aby nazwać ten film czymś bardzo dobrym.
Normalnie powinienem tutaj zakończyć. Napisać coś o tym jak kino w ostatnich latach nie jest na wysokim poziomie. Jednak przeistoczyło się w tubę propagandową. Więc zacznę od początku...
Na tle dzisiejszych gniotów, które nawet logiki nie chcą się trzymać jest to naprawdę wartościowa produkcja, która stawia na coś więcej niż kobiecą siłę, różnorodność itp. gówno.
Spoiler ALERT
Jeśli już się czegoś doczepić to kwestia walki Logana ze złą bliźniaczką profesora Xaviera. Będzie to spoiler, ale muszę ci co nie chcą wiedzieć co i jak niech przejdą niżej. Walka w „śmietniku”, czy też w więzieniu jakim był ten wymiar nie trzymała się kupy.
Skoro kluczem do pokonania jej było założenia wiadra na łeb to, czemu mogła dostać się do umysłu Wolverina? On miał cały szkielet z metalu. Czyniło go to całkowicie odpornym na jej manipulacje. Inną parą kaloszy było zrobienie z niego mielone.
Koniec spoilerów
Sam finał też nie grzeszył logiką, ale niech im będzie potęga jednego, potęga plemienia, tfu. Miało nie być przyjaźni. Jeszcze Alkocholity tutaj do szczęścia zabrakło. Skoro już przy tym jestem miło było posłuchać jak jechali po Disney. Takie samobiczowanie całkiem przyjemna rzecz tylko przydałby się, aby bili znacznie mocniej. Nie można jednak mieć wszystkiego.
Wszelkie walki okraszone były tym, czego każdy widz chciał zobaczyć w takim akcyjniaku, który ma przede wszystkim być parodią. Jawie sobie ze wszystkiego żartuje i nie ma zamiaru traktować się poważnienie. Jednak to, co błyszczało niebyły liczne nawiązania, czy wspomniane relacje między protagonistami. Stawiałbym na muzykę, która miała w sobie prawdziwą magię. Stary dobry oldschool. Czego chcieć więcej?
Podsumowując, czy Deadpool & Wolverine warto obejrzeć? Nie, nie i jeszcze raz nie. Dziękuje, napisy. Taka jest moja subiektywna opinia. Teraz pora na coś neutralnego. Poszczególne akty naprawdę trzymały się kupy. Walka to cudownie krwisty taniec okraszony miodną muzyką.
Chemia między panami na szczęście była szorstką męską przyjaźnią. Przez większość czasu nie było głupot w budowie świata. Więc jeśli szukacie filmu, a nie propagandy politycznej to dobrze trafiliście. Jednak najwięksi przeciwnicy poprawności znajdą parę rzeczy. Ocena końcowa 8/10. NO ok, teraz kurtyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz