Smaki Japonii, część 1: Co można kupić w Polsce?

W ostatnią sobotę była manga i anime, a więc teraz powinna być strefa gier. Nieoczekiwanie, ale nie do końca postanowiłem wrzucić całkiem nowy kontent na bloga. Raz na jakiś czas będzie pokazywał się mini test frykasów z Japonii.

Pomysł ten nie wziął się co prawda od tak znikąd, lecz jest to już historia do opowiedzenia na kiedy indziej. Zanim przejdę do omawiania samych produktów, które kupiłem wyjaśnię, na czym będzie to polegać.


Pierwszą i najważniejsza rzeczą są to moje luźne przemyślenia dotyczące recenzowanych produktów. Wstępnie każdy wpis miał być poświęcony poszczególnej kategorii np. instant ramen potocznie zwanym chińska zupką. Następnie słone przekąski, aż po słodycze, dania podobnie do naszych mrożonych pierogów. 

Na samym końcu planowałem gotowanie całkowicie samodzielne. Ostatecznie skończyło się tym, że sięgałem losowo po omawiane wyżej rzeczy. Dlatego podsumowanie wszystkiego pokaże się w ostatnim artykule.

Na pierwszy rzut ruszą Lay's Seaweed były to chipsy małe i jasnozielone chrupki. To co w smaku uderza są wodorosty nori, które można skojarzyć z sushi. Jednak takiego smaku jeszcze nie doświadczyłem w tego typu przekąskach. Mimo, że nie raz miałem okazję raczyć się tą niezdrową żywnością to napiszę, łał. Pierwszy produkt i już jest bardzo dobry. Warto wspomnieć, że jest naprawdę wyrazisty smak, a tekstura chipsa naprawdę zadowalającą. 


Chociaż się na to nie zwróci większej uwagi jeśli jedynym celem jest zjedzenie. Chips jest słony, ale nie przesolony. Zważając na to, że nie sole od kilku lat nie poraziło to w żaden sposób. Mało tego podkreśliło smak i mam straszną ochotę na więcej. Miłość od pierwszego kęsa. Wstępne wrażenia mocne 8/10.

Zupa Tempura Udon Noodle jak otworzyłem opakowanie spodziewałem się czegoś innego. W środku zamiast makaronu do udon zobaczyłem standardową zawartość chińskiej zupki. Sam termin jest błędny, bo to Japończyk wymyślił. Skoro zawartość była klasyczna to cala reszta już była tylko formalnością. Jedyne co pokrywała się z oczekiwaniami to sposób jedzenia.


Bez siorbania, czy też wciągania makaronu nie dało się obejść. Jakbym miał porównać nadruk promocyjny z zawartością to napisałabym tak: Wszystkie dodatki rzeczywiście są środku i nawet je przypominają. Szkopuł w tym, że zgarnięto je ciasno i zrobiono ostre zbliżenie udające, że jest tam tego więcej.

Smakowo było w porządku. Intensywny acz nie ostry, co pozwało całkowicie cieszyć się zawartością. Pierwszy głód jak najbardziej zaspokaja, ale ma się ochotę na coś więcej. Nie koniecznie na dokładkę, ale na jakiś deser. Jednak jeśli kogoś weźmie ochota na instant "ramen" udon to można brać bez wąchania. Kwestią sporną może zostać jedynie cena za ten specjał.

Miał być deser? No to wjeżdża w całej okazałości. Panie i panowie o to dorayaki. Zapraszam przy okazji do recenzji Kwiat wiśni i czerwona fasola. W tej produkcji wspomniany smakołyk odgrywa główną rolę.


Specjał to dość prosty w zrobieniu, bo małe naleśniki z nadzieniem. W tym przypadku była  czekolada. Jednak niezwijane jak u nas, a coś w rodzaju ciastek oreo. Nie jest to suche, ale wilgotne i pakowane wraz z pochłaniaczem tlenu. Wizualnie prezentuje się naprawdę zachęcająco. Inaczej się ma sprawa, jak się przejdzie do jedzenia.

Starałem się doszukać co mi to przypomina. Jednak nie nabrałem przekonania, czy to muffinki, czy inna wersja ciasta naleśnikowego. Tak czy siak, w jednym opakowaniu jest zaledwie 3 sztuki. Nie wielka to strata, bo jest to wyjątkowo nijakie. Nie mogę powiedzieć, że to dno, bo jadłem już gorsze rzeczy podobne do dorayaki.

Również polecić się nie da niczym nie zaskoczyło i się nie wyróżniło. Ocenić mogę jako przeciętniak, a jak nie trafi się nic gorzej zrobionego to spadnie na ostatnie miejsce. Daje 6/10. Naleśniki z czerwoną fasolą są minimalnie lepsze od tych z czekoladą. Ostatecznie to dalej dno (śmiech).


Sok z młodego kokosa 350 ml marki Foco jest słodki, a jednocześnie hmm, kwaskowy. Naprawdę zaskakujący smak, który zachęca do zgadywania. Jasną sprawą było, że to kokos. Intensywność uderza z każdym łykiem i zachwyca. Chciało by się napisać czuje tego kokosa. Czuło się jakbym się tam było. Taki produkt to ja rozumiem. Warto się nim zainteresować, bo w końcu się wie za co płaci. Ocena końcowa 10/10.

Mochi prosto z Tajwanu jedne z bardziej rozpoznawalnych wyrobów Japończyków, choć niekoniecznie przez nich wyprodukowane. W wersji nazwijmy to medium podzielono na trzy rodzaje otoczone sezamem, cukrem pudrem i cukrem trzciny cukrowej. W środku czekoladowe nadzienie, a do tego bardzo mięciutkie. Sezam się nie sypie, a po zjedzeniu 5 kawałków jest człowiek nasycony. Odbiór jest jednak pozytywny. Wiedzieć należy jak je sobie dawkować, aby nie nabrać negatywnego stosunku do tego ciastka.

Wreszcie legendarny Nissin Cup Noodles i co powiedzieć.... Jak wpadło komuś w ręce dobra chińska zupka ala rosół to już doskonale wie jak to smakuje. Dobrze ma się rozumieć, nic dodać i nic ująć. Odpowiedni balans i łagodny smak dający to co najlepsze, a zwłaszcza z tego typu produktów. Jest to równolegle moje dotychczasowe największe rozczarowanie. Liczyłem na coś znacznie więcej, a tu figa z makiem. A miało być tak pięknie.


Paluszki Pocky Matcha już co prawda jadłem te słodkie paluszki. Do tej pory moja opinia na ich była taka: ciasto do paluszków słonych, ale z polewą czekoladową. Teraz natomiast jest całkiem inaczej. Zgodnie z tym co napisał producent jest to mleczna słodka przekąska. Android dał trucizna xD Jednak herbata matcha to coś całkiem nowego. Podobnie jak nori uderza kubki smakowe. 

Zmusza, aby się zastanowić co tam dodali? W czym tkwi sekret? Po prostu jestem zaskoczony tym wyjątkowym smakiem. Niestety mam tylko jedno opakowanie i już zjadłem i wciąż doszukiwałem się tej nowości. Najchętniej porównałbym je do dobrego anime, w którym wprowadzono coś pozornie zwyczajnego, a tak naprawdę zgrania całą uwagę i jest o tym głośno w necie przez kolejne kilka dni. Jakbym miał ująć moje wrażenia w jednym zdaniu Chcę wincej, wincej Pocky Motacha Milk! Ocena końcowa 9/10.


Ramen z Hokkaido. Co tu dużo mówić? Jak na razie najlepszy ramen z tych co testowałem. Mimo że jest najdroższy, bo aż 19,90 zł to trzeba zwrócić uwagę na jeden fakt. Producent dał, aż 2 porcje, co powoduje spadek ceny do standardowej, czyli ok. 9 zł. Na opakowaniu chwalą się że produkują swoje rameny od 1878 r. W środku zamiast zestawu w klasycznej formie. Makron jest zapakowany w dwa osobne porcje, a wszystko leży na plastikowej tace, aby się nie połamał.

Ciekawostką jest, że makaron do ramen jest podzielony na porcje. Skoro przy tym jestem to wspomnę, że warto mieć jedno opakowanie makaronu pod ręką. według instrukcji do przygotowania zupy potrzeba pół litra wody. Na taką ilość bulionu jedna porcja nie starczy i zaraz się dołoży kolejną porcję makaronu.

Teraz coś o walorach smakowych. Pierwsze co zwróci uwagę, zanim się przełknie choćby łyk to zapach podobny do sezamu. Nęci i w nosie kręci, no bez żartów. Bardzo przyjemny i cały czas daje przyjemne bodźce. Ramen ten idealnie się nada dla tych, co nie chcą bawić się od zera w gotowanie, a jedynie dołożyć dodatki. Goście będą naprawdę zadowoleni.


Napój o smaku cola marki HataPierwsze co wyróżnia ten napój to już samo otwieranie szklanej butelki. Nie tylko nie ma tam nakrętki, czy innego plastiku tego typu. Trzeba specjalny "korek" zdjąć, aby za pomocą niego „werble”, wepchnąć szklaną kulkę do środka. W pierwszym momencie pomyślałem, a nie połknie się tego przypadkiem? O dziwo obawy były całkowicie nieuzasadnione.

Sam smak z colą wiele nie miało wspólnego bardziej przypominało to pepsi. Ale, tak czy inaczej, powiedziałbym, że jest dość delikatny. Spokojnie przypadnie wielu osobom do gustu. Nie będzie to napój podobny do tanich energetyków z Tesco. Nie było to bardzo gazowane, powiedziałbym, że lekko gazowane. Ostateczne nie było ponownie efektu, wow. Mam nadzieję, że pozostałe napoje będą miały ciekawszy smak. Ocena 7/10. P.S. Lemoniadowy jest po prostu cytrynowy nie jest to jakaś tragedia, ale jakoś liczyło na coś innego.


Napój Milkis bazujący na mleku i jogurcie. Tutaj robi się naprawdę zabawnie. Koniec, końców jest to oranżada, a dokładniej rzecz biorąc tak można odebrać ten napój. Wrażenie mam następujące orzeźwiający smak, który jest naprawdę dobry. Spokojnie można pić tego więcej. Natomiast same składniki mlekiem będącym są wyczuwalne daje to na plus. Puszka jest mała, a odbiór najprawdopodobniej będzie taki, że to zwykła oranżada o dziwnym delikatnym mlecznym posmaku. Ocena 7.5/10.

Pierwszy tekst wyszedł dość obszernie wyszedł jak widać. Wniosek wstępny jest taki: nie wszystko co japońskie to złoto. Część rzeczy zaskoczy, a inne rozczarują. Póki co mam jeszcze trochę rzeczy w zapasie i pojawi się co najmie jeszcze jeden artykuł. Jak dobrze pójdzie to wrzucę kolejne. Do kolejnego spotkania.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania