Recenzja mang Sprzedałem swoje życie za 10 000 yenów (Tom 1 - 3)

Przeglądałem stojące na półce mangi wyciągając jedną za drugą. Zastanawiałem się po którą wpierw sięgnąć, o której wpierw napisać? Już wiem, posłuchajcie.  

Przybliżę wam mangową adaptację książki Sprzedałem swoje życie za 10 000 yenów. Jak sam autor napisał w posłowiu w komiksie zostały ujęte wszelkie sceny nawet te, które wydawały się nieistotne.  


Czytając tą mini serie składającą się z 3 tomów zastanawiałem się nad głównym pytaniem jakie tam padło: Ile jest warte życie? Czy rzeczywiście da się oszacować wartość dnia, miesiąca, roku? Wbrew pozorom można znaleźć odpowiedź na to pytanie. Jest zarówno bezcenne jak i bezwartościowe. Jedynie sam człowiek może zdecydować, co z tym wszystkim zrobi.

W tej recenzji odniosę się do wszystkich tomów. Przez to nie będzie konieczne odwoływania się do szczegółów fabularnych. Przedstawienie protagonisty: Kusunoki. Początkowo było trudno mi zrozumieć jego motywy działania. Czym się kierował i o co mu właściwie chodziło? Dostał się na studia, a do tego dorabiał. Wydawało się, że wszystko jest jak trzeba.

Jednak portfel wiał pustką i dostał w jednym ze sklepów ofertę sprzedaży życia. Szybko, aż za prędko skorzystał z okazji. Rozumiem, że tak miało rozpocząć się to domino, lecz brak większego wstępu pokazującego co go dokładnie pchnęło do tak drastycznego kroku. Nie mogę potraktować tej pustki jako drobną błahostkę lub inną nieścisłość fabularną.


Nadmienię, że był to jedyny fragment z którym miałem problem, bo dalej jest już tylko lepiej. Pierwszy tom skupia się na akceptacji tego, co właśnie zrobił Kusunoki. Nie jest jednak sam, bo pojawia się w jego życiu obserwatorka. Jest przedstawicielką „firmy”, o której nic w sumie nie wiadomo oprócz tego, że skupuje: czas, zdrowie i życie itp.

Jedyne co autor jeszcze zdradza to fakt, że działają jak mafia, która ściąga długi nawet po śmierci wierzyciela. Tyle w kwestii tajemniczych osób trzecich. Akcja jaka się rozgrywa jest dość powolna. Nikt się nie śpieszy i można obserwować, jak mijają ostanie miesiące życia protagonisty. Dokonuje on rachunku sumienia i stara się domknąć wszelkie sprawy.

Przekładając stronę za strona wciągałem się coraz bardziej, a syndrom jeszcze jednego rozdziału był równie naturalny jak oddychanie. Niezaprzeczalnie stosunek między głównymi bohaterami był początkowo... dość chłodny. Szybko wyszło szydło z worka i wraz kolejnymi istotnymi sprawami jakie chciał załatwić Kusunoki przed śmiercią wszystko odwracało o 180 stopni. Tom pierwszy to nic innego jak spojrzenie wstecz i zrozumienie, co sprawiło, że jest w tym, a nie innym miejscu.


Kolejny tom miał już całkiem inny klimat. Był niczym przerwa, złapanie oddechu jakże potrzebnego do dalszego działania. Nie zabrakło z samego początku pewnego domknięcia jednego z początkowych wątków. Nazwałbym to kropka nad i. Następnie od nowego akapitu rozpoczynamy kolejne zagadnienie.

Automaty, jak dorosnę chciałem zostać automatem. Takim do sprzedaży? Nawiązując do jednej z licznych rozmów Kusunoki i Miyagi chcę się odnieść do ciekawego motywu środkowego tomu. Wspomniane urządzenia zawsze są pod ręką, a także są stałe i nie ignorują nikogo. Nie można zaprzeczyć, że w Japonii tego typu punktów sprzedaży jest od groma. Nawet jeśli są już to niemalże zabytki to o dziwo są dalej konserwowane i używane. Co dodaje pewnej głębi tej rozmowie. U nas dawno by poszłyby na złom. W drugim tomie skupiono się bardziej na rozkwitającym romansie. Wróć, źle to zabrzmiało... Lepiej napisać rodzącym się szczerym uczuciu.  

Spoglądając na zimną Miyagi mogłem zobaczyć jak stopniowo zaczyna promienieć. Bez wątpienia to samo podejście jej klienta miało na to niebagatelny wpływ. Kusunoki też uległ swojego rodzaju zmianie. Nie tylko pod względem wizualnym jak i charakteru. Czy się pogodził z konsekwencjami, a może zyskał cel? Sądzę, że to drugie. Jest to ironia losu. Trzeb stanąć na krawędzi przepaści, aby zacząć żyć pełnią życia.


Wreszcie pojawia się kolejny bohater, a mowa tu o społeczeństwie. Postacie epizodyczne, które zaczęły ukazywać się to tu, to tam udające widzenie kogoś kto jest potencjalnie chory psychicznie. Reakcje są naprawdę różne, a za każdym razem zaskakują zarówno czytającego jak i samych zainteresowanych.

Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że zakończenie, które jeszcze miałem hen przed sobą będzie o wiele bardziej ponure niż można się początkowo spodziewać. Wszystko jest jednak kwestią interpretacji. W tym tomiku odwiedzono istotne miejsca dla obu milusińskich. Przyznaje, że narysowane tereny robiły wrażenie.

Generalnie kreska jest naprawdę przyjemna, a tła są szczegółowe. Nie zdziwiłbym się jakby je wzorowano na rzeczywistych. Nie powiem, że gdzie nigdzie podeszli ostrożnie do kwestii drugiego planu. Są to jednak tylko wyjątki potwierdzające regułę.


Wracając do głównego tematu. Dalsze rozważania jakie są prezentowane na łamach mangi dotyczą pragnień i spełniania marzeń. Chodzi o próbę zrumienia się nawzajem i ułożenia tego w spójną całość. Praktycznie wątek główny został zachowany, ma się rozmieć. Jednak miłość już zupełnie zabrała wszystko. Aż chciałoby się powiedzieć, żeby chwila ta trwała wiecznie, a zakończenie było szczęśliwe.

Wiem, powtarzam się, ale sam finał porusza serca i najlepiej samemu się w pełni nim zapoznać. Niezaprzeczalnie jest to wisienka na torcie, której można było zapragnąć. Nim podsumowuje dodam, że w mandze nie zabraknie kryptoreklamy. Nawet sztuka wymaga pewnych kompromisów.

Podsumowując, czy warto przeczytać trzy tomy mangi: Sprzedałem swoje życie za 10 000 yenów? Bez wątpienia warto po to sięgnąć. Nie jest to tylko seria ambitna, ale i z przesłaniem, które do mnie dotarło jak po raz drugi przeczytałem. Ocena końcowa 9/10.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania