Recenzja anime Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu

Jak można poprowadzić fabułę? Można iść znanymi motywami, a nawet dodawać popularne szablony. Ewentualnie rzucać kliszami na prawo i lewo. Jednak jest jeszcze jedna metoda...

Oglądałem sobie profile anime na Instagramie i trafiłem na to Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu. Zajrzałem w komentarze i uznałem, że, ok dam szansę. Spokojny isekai jest tym czego teraz potrzebuje. Jeszcze rzut oka na tagi do serii i odpalam pierwszy odcinek.


Początek dość standardowy bez większego szału. Dokonano paru korekt względem tego gatunku anime. Zgodnie z opisem mc rzeczywiście był op w pełni tego słowa znaczeniu. Jestem dość mocno przeczulony na tym punkcie, ale przez połowę sezonu pierwszego wszystko szło niemalże idealnie.

Tylko, gdzie nigdzie musiałem przymknąć oko na pewne głupotki. Wyciągnięto żywcem scenę z tej produkcji Arifureta Shokugyou de Sekai Saikyou. Jest tam pamiętny moment jak pewnej smoczycy wsadzają kołek w... dupę. No i jej się to podoba... Podobnie jest to tutaj, niekoniecznie kropka w kropkę, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że tamten odcinek służył za inspiracje.

Sam protagonista Makoto Misumi to swojego rodzaju miks. Z jednej strony to klasyk, który jest cnotliwy inny słowy ciepła klucha. Jednak potrafił mnie zaskoczyć i pokazał swoje drugie oblicze. Nie szykujcie się, że stanie się Dark Vaderem, aż tak dobrze to nie będzie. Pierwsza połowa to prawie plagiat Tensei Shitara Slime Datta Ken. Budowanie miasta? Jest! Sprowadzenie tam multum ras? Jest! Ogłoszenie go panem i władcą? Jest! Atak ludzi? Jest! Sorka za spoiler.


Klimat też jest mocno podobny jak w Tensei z tą różnicą, że tutaj nie schrzanili kwestii możliwości głównego bohatera. Przez cały sezon jest potężny i praktycznie mógłby być One-Punch Man. Z jakiegoś powodu twórcy postawili na radosną parodię w dwóch scenach. Myślałem, że zrobię facepalm, aż do chin.

Żeby było śmieszniej podawali liczne jak się okazało z perspektywy czasu wykluczające się informacje, o jego możliwościach bojowych. Ba, nawet podkreślano jak będzie to niebezpieczne jak się będzie dalej rozwijać, bo bogini która go sprowadziła ich znajdzie. Szok, zrobiła to (śmiech).

Nie zabrakło też gildii łowców przygód i handlarzy. Co ciekawe to już drugie anime, które wprowadza tą instytucje zrzeszającą kupców. Natomiast prowadzenie działalności jest już bardziej powszechne jako motyw przewodni serii. Potraktowano to póki co po macoszemu i jest jedynie sygnalizacją czegoś co ma się rozwinąć w przyszłości.


Misumi jak pisałem wyżej jest miękki i nie ma w sumie tym nic złego. Jedynie wałkowanie, po raz kolejny uprzejmego do bólu bohatera jest nudne i męczące. Przydałby się ktoś bardziej już przypominający Ark z Gaikotsu Kishi-sama, Tadaima Isekai e Odekake-chuu. Nie mogło zabraknąć też samego fan serwisu, który był dość oszczędny. Jednak jak się pokazał to przynajmniej trzymał poziom.

Na razie poleciały ogóły i frustracje, a teraz czas na konkrety. Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu to dość dobry tytuł, który przez sporą część wie co chce przekazać. Wzięli na warsztat znane moty, ale dodali też sporo od siebie. Praktycznie na samym początku zostałem zaskoczony ich uzasadnieniem czemu trafił mc do innego świata, co nie jest takie oczywiste. Wraz z kolejnymi wydarzeniami mogłem się sporo dowiedzieć o prawach jakie rządzą się tamtym światem. Dawało to dość jasny obraz tego czego mogłem się spodziewać. Nie pożałowano też bogatych animacji walki jak i konkretnego wykańczania przeciwników. Zamiast symbolicznego rachu, ciachu.

Jednocześnie czerpano garściami z innych anime, a przez to bawiłem się dobrze, ale jak zwykle bywa do czasu. W drugiej połowie wyraźnie ktoś inny przejął kontrole nad tym projektem i na siłę starał się wrzucić wszystko, co się da bez zastanowienia się, czy to w ogóle ma sens.


Zaczynając od bezmyślnej ucieczki przed leśnymi ogrami, którzy byli praktycznie na hita. Lecz nie trzeba zrobić jakąś kretyńska ucieczkę, która skończy się szybkim obiciem przeciwników. Zapamiętajcie to, bo ważne. Dalej żebym nie zdążył o tym zapomnieć ogry te trafiają do ukrytego miasta, gdzie rządzi panicz (Misumi). Tam na treningu dostają lanie od orka, który nie jest wstanie pokonać głównego bohatera. Dzięki za przypomnienie!

Dalej jest jeszcze weselej, bo przy okazji ogrów do miasta trafiła grupa poszukiwaczy przygód. Ci szybko trafiają do „magazynu” i kradną co wlezie. Efekt końcowy? Śmierć orka i poważnie ranna smoczycy, która miała być taka potężna, a wystarczyło załatwić jej małego klona. WTF!? Istotne jest, że źródłem obrażeń był pierścień naładowany mocą protagonisty. Pamiętajcie, bo ważne.

Następnie mamy wendetę, pogrzeb i wydawałoby się, że przyjmą nieco poważniejszego tonu. Nic bardziej mylnego, Nie minął dzień, a już wszystko wróciło na stare tory. Więc się pytam, bo cholerę ten cały cyrk dali skoro olali to na dzień dobry?


Człowieka trafia szlak jak kaleczą tą produkcję, ale finał już jest czystą kwintesencją głupoty. Powtarzają ponownie schemat z ogrami tyle, że wrogowie są już na jakimś poziomie. Krok pierwszy i drugi pominę, bo to klasyka gatunku w anime. Sama walka jak już się zaczęła potoczyła się zgodnie z oczywistymi przewidywaniami. 

Teraz będzie gwóźdź programu. Do finałowego ataku użył ok. bo nie liczyłem pięciu naładowanych pierścieni. Efekt? Babka traci zbroje i jest goła i wesoła, jej kompan oświadcza jakby nigdy nic: straciłem nogę. No tak przy okazji zadana spore straty armią, które były tam i obserwowały całe wydarzenie.

Podsumowując Tsuki ga Michibiku Isekai Douchuu ma w głębokiej dupie zasady jakie sobie narzuciło. Kłamało na temat możliwości bohatera, kontraktów, które miały dawać bonusy. Ostatecznie wrzucono wszystko co się da i nawet nie udają, że ma to mieć jakąkolwiek spójność fabularną. Wielka szkoda, bo zapowiadało się, że będzie to niezłe show. Zamiast tego kopiowanie żywcem z innych anime. Ocena końcowa 7/10.



















Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania