Recenzja anime Rokuhoudou Yotsuiro Biyori

Po igrzyskach śmierci, nie tych, ale nie za wiele się różniących warto odpocząć. Jak lepiej to zrobić jak nie przy kawie w eleganckim lokalu? Dokładającą niezwykły klimat i miłą obsługę więcej do szczęścia nie trzeba. 
 
Rokuhoudou Yotsuiro Biyori od samego początku pochłania bez reszty. Zacznę od śmieszkowania z głównych bohaterów. Są to przyjaciele, którzy prowadzą wspólnie kawiarnie Rokuhoudou. Pierwsze skojarzenie, czy nie jest to anime dla pań z końską dawką fan gej serwisu. Czy tak jest trudno powiedzieć, ale nie mogłem się oprzeć z przepisywaniem poszczególnych ról i tak Nagae Tokitaka to mamusia.


Naprawdę nieodparte mam wrażenie, że swoim sposobem mówienia, bycia jak i samą mową ciała przypomina matkę. Natomiast Tougoku, Kyousui "Sui" to taki typowy dobroduszny tata. Z kolei Gore i Nakao Tsubaki to dzieci w tym związku.

No dobrze, podśmiechujki na bok pora na konkrety. Wyobraźcie sobie kawiarnie ukrytą w zagajniku bambusowym przy której rośnie kwitnąca wiśnia. Cały wysteruj jest nieco staroświecki, ale zyskuje przez to nieodparty urok. Jednak, aby w pełni zrozumieć i docenić to miejsce trzeba przypomnieć jak to było człowiekowi dobrze, gdy popijał kakao miejącą koc na nogach i mroczącego puszka okruszka. Zrobiono dobrze! Dołóżcie też do tego byczą dawkę środka uspakajającego i będzie wiedzieć co was czeka.

Jednak to co jeszcze wychodzi na pierwszy plan od samego początku jest liczba animacji w każdej scenie. W stosunku do poprzednich anime jakie w tym roku recenzowałem tutaj jest naprawdę zrobione po królewsku. Dodano co prawda wiele zbliżeń, ale przyzna mi każdy rację, że obfitość zawartości pierwszego odcinka jest tak duża, że miałem wrażenie, że trwało to o wiele dłużej, a niż te 23 minuty. Wszystkie ruchy ciała, czy włosów wymagały dodatkowych nakładów pracy, co pogłębia jeszcze bardziej imersję i obcowanie z tym wybitnym dziełem.


Kolejny odcinek dalej trzyma się sielankowej atmosfery. Magia tego anime nie kryje się tyle w samych głównych bohaterach, ale i postaciach epizodycznych i drugoplanowych. Można to zobaczyć ja z wątku zaopatrzenia się herbaty rozwinął w coś znacznie większego. Chodzi tu o nic innego jak o zakorzenioną w kulturze Japońskiej ceremonie parzenia i picia herbaty.

Szybko jednak nurt nabiera na sile i pojawia się tajemniczy nieznajomy. Porównać go można do Pana Lusterko, który tak chętnie pomocy udzielał. Jednak nic nie jest za darmo i tutaj ma to podwójne dno ukrywające coś w sobie. Mimo tak złowieszczego wybrzmienia fabuła dalej jest pogodna i okraszona humorem, który udziela się widzowi.

W dalszych odcinkach przesunięto nieco na dalszy plan, że też się tak wyrażę. Kolejne epizody zaczęły krążyć wokół samych dań podawanych w restauracjach. Nie mogłem się nadziwić jak się zachwali poszczególnymi posiłkami. W pewnym momencie zaczęło to nawet wyglądać jak w Shokugeki no Soma. Dobrze, że nie odkryli wszystkiego jak do rosołu. Pojawiały się równie ciekawie postacie jak choćby redaktorek, który jest trochę wstydliwy.


Dochodzą do środka sezonu można zauważyć rozpatrywanie przeszłości, a ściślej rzecz biorąc dzieciństwo Sui. Przywiązanie jakie towarzyszy mu jest godne podziwu. Nie zabrakło również paru wspomnieć o ponownym otwarciu kawiarni. Przydałoby się to nieco rozszerzyć, bo takie wspominki dodają uroku i większy kontekst bieżącym wydarzeniom.

Kolejne odcinki kontynuowały ten trend pozwalając kolejnym pracownikom Rokuhoudou opowiedzieć swoją historię. Nie będzie to co prawda, aż tak odnosić się do samej kawiarni, a ich wspomnień z przeszłości. Trochę to pocieszające jak wszyscy starają się udzielić pomocy swoim klientom jak choćby Amagami Kotsuru, czy Isago Hirokazu.

Podział na tego typu odcinki urozmaica sposób opowiadania tej historii jak i zmienia tempo. Jednocześnie pozwala opuścić na chwilę progi sklepu herbacianego, aby widz mógł rozprostować nogi i rozejrzeć się po okolicy. W ciągu odcinków opowiadane są jednorazowe pomniejsze historie, które zmuszają do przemyśleń i pokazują jak pewne wydarzenia mogą wpłynąć na człowieka.


W odcinki dziewiątym powraca z powrotem temat braci Tougoku. Niczym złowrogi wiatr ze wschodu przychodzi siać zamęt i zniszczenie.. Tak pojawia się Tsunozaki Eisuke. Trochę przesadziłem, ale nie można mu odmówić, że ma coś z złośliwego Holika, któremu psikusy tylko w głowie.

Samo podsumowanie serii idealnie wpasowuje się w zakończenie zeszłego roku. Anime ma już szmat czasu za sobą i póki nie zanosi się na kolejny sezon. Sam finał jest ciut słodko kwaśny. W pewnym sensie domyka wątek braci. Skłonny jednak jestem do stwierdzenie, że jeśli będą kontynuować Rokuhoudou Yotsuiro Biyori to z całą pewnością rozwinie się to w jakimś ciekawym kierunku.

Podsumowując Rokuhoudou Yotsuiro Biyori to anime, które jest niemalże idealną alternatywą dla środków uspokajających, jedynym efektem ubocznym jest chęć obejrzenia więcej. Dla tych co pragną takiego typu contentu to polecam Flaying witch. Ocenę zostawiam otwartą.









Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania