Pora na kolejne zagadki, których nie może sprostać byle kto, a jedynie umysł ponad przeciętny! Pora na kolejny sezon Sherlocka.
Początek jest co tu dużo mówić dalej na tym samym poziomie i w tym samym miejscu. Emocje jakie się kłębiły na tym basenie między Holmes, a Moriarty były naprawdę gęste. Skłonny jestem porównać je do tych, które łączyły Jokera i Batmana. Jedyną różnicą jaką chciałbym zwrócić uwagę, że tutaj jest o wiele zabawniej.
Jak inaczej można skwitować moment, gdy się wszystko rozstrzyga, a tu rozbrzmiewa przebój z Gorączki z Sobotniej Nocy. Naprawdę wiedzą jak się bawić emocjami widza. No dobrze, idziemy dalej. Proszę spojrzeć na prawo mamy tu dom niejakiej pani Adler zwanej tą kobietą. Znałem tą bohaterkę i wiedziałem o niej co nieco, ale sposób jaki ją przerobiono był niczym grom z jasnego nieba.
Wstawienie wątku sado maso naprawdę sprawił, że balans absurdów znowu został naruszony i dobrze im więcej niespodzianek tym lepiej. Sam Sherlock też zaszalał i udowodnił, że do normalnych nie należy. Humor wraz z wizualizacjami wszedł na kolejny poziom, co wielce chwale. Więcej tego samego jest zalecany, a zwłaszcza wtedy kiedy jest to dopiero drugi sezon.
Historia pani Adler rozwinięto o wiele mocniej i oprócz wspomnianego upodobania do dzikich zabaw zrobiono z niej agentkę, czy innego szpicla. Mimo jej niezrównoważonego stylu bycia zachwyca swoim intelektem. Fakt ten sprawia, że nie jest szablonowa, czy jakaś jedno wymiarowa. Ma ona wiele oblicz i tak raz kusi, a innym razem kąsa niczym jadowity wąż.
Wraz z rozwojem wydarzeń, które coraz bardziej się zacieśniają w wątku głównym wpleciono krótką adaptacje (nie mylcie z ekranizacją) Psa Baskerville’ów. Jeśli zainteresuje kogoś wiernie oddana produkcja powstała w oparciu o tą książkę to polecam już dość stary film miejący premierę w ubiegłym stuleciu. W omawianym sezonie ponownie zgarnęli wszystko, a następnie wrzucono do kotła i zamieszano.
Motyw przewodni został zachowany. Jednakowoż cała reszta została już zaadoptowana do współczesnych czasów. Zgodność ogólna co prawda też nieostała się w idealnym stanie. Początkowo miałem pewne obawy i widziałem to jak przez mgłę. Lecz szybko się rozwiała i stało się całkiem klarowne. Nawet efekty specjalne się broniły mimo swojego serialowego rodowodu.
Jednak kropka nad i była kolejna potyczka miedzy Holmes, a jego arcywrogiem. Tutaj dopiero pokazano jak można zdrowo namieszać. Wykorzystanie wzorców myśleniowych słynnego detektywa i zawiści policji było przebiegłe. Tak, tak chytre posunięcia szły jedno po drugim. Wraz z tym naszpikowano je najróżniejszymi opcjami.
Nie można praktycznie odwrócić wzroku od ekranu. Jedynie przez fakt oczywisty, że nie będzie to finał psuło co nieco zabawę. Nie ma co się zrażać taką niedogodnością i dalej śledzić co się stanie. Bo nic nie jest tym, czym być mogło, a chciało tym się stać. W tym zdaniu starałem się oddać sposób działania twórców, którzy co raz to mniej się przejmują prostą liniową fabuła mającą być szybko zrozumianą przez widzów na rzecz czegoś bardziej zakręconego.
Podsumowując, czy warto obejrzeć drugi sezon serialu Sherlock? Nie ma o czym nawet mówić, bo jest to jasne jak słońce. Rozbudowano wszytko to za co się pokochało tą produkcję i podniesiono na wyższą poprzeczkę. Wyobraźcie sobie wykres i słupek idący cały czas po skosie w górę, tak to właśnie się prezentuje. Ocena końcowa 8.5/10.
P.S. Dalej ciągną insynuacje, że John i Holmes to geje (śmiech).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz