Recenzja filmu Black Adam

W dniu 16 grudnia 2022 na serwisie HBO Max miał premierę film Black Adam. Opinie na temat tej produkcji są mocno podzielone i nawet kroi się afera finansowa związana z raportem firmy Pr-owej będącej własnością The Rocka, który jest odtwórcą głównej roli.

Zacznę od tego, co można obiektywnie uznać za słabe w porównaniu z innymi działami tego typu. Niezaprzeczalnie jest to CGI, które co prawda nie jest tragiczne, lecz nie nadaje się jak na dzisiejsze standardy. Szczerze, jak dla mnie są to jedyny mankament jaki można odnotować, bo cała reszta jest naprawdę dobrze zrobiona.


Skoro już była największa wada pora na zaletę. Podejście Adama to walki ze złem przypadło mi wielce do gustu. Jego brak cackania się i bawienie w ideologiczne pitolenie o sądach i procesach. Kiedy można to można, ma się rozumieć. Jednak w przypadku najemników okupujących miasto od ponad dwudziestu lat nie ma wątpliwości o winie.

Mniejsza z tym, bo zacznie się dyskusje, co wolno i komu. Zwrot, pociągnijmy ten wątek, bo wszak pojawiają się amerykańscy „bohaterowie” z swoimi „uprawnieniami” na ubezwłasnowolnienie kogo chcą pod pretekstem bezpieczeństwa ludzi z miasta Kahndaq. Fragmenty kiedy Adrianna Tomaz (Sarah Shahi) wygarnęła im co o nich myśli były bezcenne. Nie ma co ukrywać, czy to w filmie, czy rzeczywistości zawsze zjawia się taka banda bufonów z skretyniałym szefostwem, uważających się za bogów. Szczęśliwie dostali lanie i bardzo dobrze.

Skoro już co nieco zostało powiedziane teraz o roście filmu. Podobnie jak w Shazamie rozgrywa się wojna między czarodziejami, a piekielnymi demonami. Początki sięgają, aż do starożytności, gdzie pokazuje się pierwszy czempion. Następnie leci standardowa historia pełna dramaturgii, wzniosłego pierdololo, chciałem napisać przemawiania, a na poświeceniu kończąc.


Mimo, że zabrzmiało to banalnie i prostolinijnie wszystko ma ręce i nogi. Ekipa odpowiadająca za Black Adama wiedziała co robi! Zafundowała wartką akcję, gdzie protagonista mógł bez skrępowania i oporów siać chaos i zniszczenie, a nie eeee, miało być rozgramiać piekielne pomioty i ratować damy w opałach.

Forma filmu jest nieco inna niż zazwyczaj z tego też powodu, że próbuje być poważna i zarazem zabawna. Ten mix widoczny jest na początku jak i później. W pierwszym starciu na wolnym powietrzu pokazano, że zwolnione tempo może nadać całkiem inny wydźwięk poszczególnym ujęciom. Oczywiście dalej tego też nie zabraknie, a następnie mieszać to z dramatycznymi realiami współczesnych czasów i bardzo dalekiej przeszłości.

Nie uważam, że ten groch z kapusta jest zły. Wprost przeciwnie jest smaczny i lekko strawny. Pozwala zachować pewien balans między elementami poszczególnych aktów filmu. Nawet Amon Tomaz (Bodhi Sabongui) nie był kulą u nogi lub dzieciakiem do uratowania. Skoro już o nim mowa to cały czas miałem wrażenie jakbym widział Johna i Terminatora T-800. Nawet zaliczyli lekcję o tym jak powinien się odzywać itp. Z grupy pobocznych bohaterów warto wyróżnić Dr. Fate (Pierce Brosnan) i Adrianna Tomaz, a co do całej reszty z Hawkman (Aldis Hodge) na czele można wrzucić do kategorii tło dla właściwych postaci. Od biedy skrzydlaty Carter Hall coś tam pokazywał jak to być nabuzowanym byczkiem uważającym się za nie wiadomo kogo.


Oczywiście starano się uzasadnić swoje działania, ale jak dla mnie hasła: mamy akta Black Adama, bo takie dane sprzed pięciu tyś lat można znaleźć na Wikipedii są po prostu śmieszne. Pomijając już samą radę czarodziejów to wykazano totalny brak zrozumienia działań głównego bohatera. Chłop zrobił to co było konieczne, a „danie mu możliwości” przymusowego ochłonięcia było na dłuższą metę wskazane.

Oglądając Black Adama miało się wrażenie powrotu do przeszłości, oczywiście nie byłoby tam, aż tak „kolorowo”. Koniec, końców akcja rozgrywała się na bliskim wschodzie, a więc ta różnorodność była całkiem uzasadniona. Czyli jak się chcę to można i nie robi się czegoś na siłę. Przyznaje nie weryfikowałem zgodności poszczególnych ludzi z materiami źródłowymi, bo i tak nie ma większego znaczenia, bo jak dziś jest każdy widzi.

Odmiana jaką zafundowali widzom ludzie z WB jest naprawdę miłą odskocznią, o której wielokrotnie pisałem. Sam Rock, który idealnie wpasował swoją kreacją nie musiał nikogo udawać, a być jedynie sobą i robić swoje groźne miny, co zresztą zawsze mu wychodzi.


Wartałoby wspomnieć co nieco, o samym antagoniście. No więc koleś jest i na tym można zakończyć. Praktycznie przez cały film jedyne co robi to paraduje to tu, to tam i wysyła kogoś na tamtą stronę pokazując jaki to jest groźny. Jak już tak piszę to wspomnę, o jednej rzeczy jaka mnie zastanawia. Skąd w ludziach przekonanie, że ulegając żądaniom wariata z pukawką w łapie ocali się kogokolwiek? Ten fenomen wałkują i wałkują, a jakoś nie mogą przestawać dodawać do filmów.

Podsumowując, czy warto obejrzeć Black Adama? Jeśli sądzicie, że to jest złe kino obejrzycie dowolną część Wonder Woman. Natomiast omawiana produkcja może poszczycić się całkiem porządną jakością, której próżno poszukiwać u konkurencji, chyba, że u Batmana. Ocena końcowa 8/10.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania