Minął już rok od mojego ostatniego tekstu. Sporo jak na to nie patrzeć. Warto napisać, co przez ten czas się działo u mnie. Normalnie napisałbym to przy okazji jakiejś recki, ale pomyślałem, że zrobię wyjątek.
Tym razem poświecę temu nieco więcej miejsca na blogu. Od czego tu zacząć? No tak, od tego jak szukało się firmy remontowej. Z jednej strony brakuje ludzi do pracy, a z drugiej dobrych fachowców też nie ma. Niestety przekonałem się, że firmy z polecenia znajomych są nic nie wartę. No mówi się trudno i idzie dalej.
Dostałem też bolesną lekcję, ludzie pracujący w tym fachu to w większości przypadków to złodzieje. Pierwsza ekipa z swoim krasomówczym szefem kantowała bardzo na materiałach. Nie dało się stwierdzić tego od razu, bo faktur było zwyczajnie za dużo, a także wszystko trzymali w swoim dostawczaku. Sądziłem, że to uprzejme z ich strony i w pełni profesjonalne.
Okazało się, że był w tym ukryty cel. Nie mogłem sprawdzić, co i ile trzeba użyć. Dzięki temu wszelkie gratisy zabrali dla siebie. Momentem kiedy to sobie człowiek uświadomił była sytuacja jak sąsiad przyniósł zgubiony wałek, który miał nie być użyty w moim mieszkaniu.
Pod kątem porad nie było lepiej. Polecali płyty podłogowe. Jak dobrze, że ostatecznie padło na płytki gresowe. Gdyby okazało się ile będzie szurania i nie chodzi, o przenoszenia mebli to w sumie już mógłbym podłogę od nowa robić. Na dokładkę dodam, że wszystko robili na łapu capu, aż ręce opadają.
Kolejna ekipa weszła w maju. Początkowo zanosiło się, że będzie lepiej. Nic bardziej mylnego! Tutaj co prawda człowiek mądrzejszy i wszystko sprawdzał. Jak się skapnęli, bo wprost się im powiedziało, że worków na wylewkę za dużo kupili to już nie chętni byli na przywożenie materiałów budowlanych.
Najzabawniejszy był szef, który chciał żebym wszystko wyrzucił z kuchni, chodziło o meble. Jak później dowiedziałem się od majstra, który dorabiał mi szafki: to bardzo dobrej jakości płyta. No i wszystko jasne. Z kuchnią poszło gładko więc nie ma specjalnie, o czym pisać jedyny w miarę normalny koleś.
Natomiast z łazienką było też sporo zabawy. Dziadzio, który się tym zajmował uważał się za artystę. Zwrócenie mu na coś uwagi zawsze się kończyło fochem (śmiech). Poprawek po nim jak zresztą, po wszystkich było sporo. Na szczęście ta remontowa odyseja się skończyła i mogę znów tu pisać.
W ostatniej części tego cyrku, czyli sprzątaniu wybrałem się na konwent w Chęcinach (miasto koło Kielc). Na Instagramie macie fotorelację o tutaj. Było to fajna odskocznia od codzienności i mała przygoda, bo komunikacja jest tam na weekend fatalna.
No i w końcu zakupiłem meble i parę ekhem, dodatków np. klawiatura mechaniczną. Samo budowanie pokoju plus przeniesienie wszystkich rzeczy zabrało mi tydzień i dwa dni. Nie jest to w sumie koniec, bo jeszcze trzeba poukładać i zakupić brakujące rzeczy.
Na sam koniec pragnę pozdrowić: Tomka i Valoo za ciepłe komentarze dotyczące mojego powrotu do aktywnego działania na blogu. Nie zapomnę też o Cześku_Pl, który też nie mógł się doczekać reaktywacji mojej strony. Tak jak pisałem w poprzednim poście. Będę grał w grę... Tomb Rider. Mam na komputerze jakieś zalegające teksty więc wrzucę coś w ten weekend.
TO na razie wszystko ode mnie. Widzimy się w sobotę :D
Aktualizacja:
Okazało się że ze wszystkim się wyrobiłem, jutro poczytacie o reboocie TB z 2013 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz