Moja pierwsza recenzja od bardzo dawna. Tak jak zapowiedziałem zagrałem w grę w Tomb Rider Goty z 2013 r. w wersji na PC.
Nie będę ukrywał szału nie ma. Jest dobrze całkiem znośnie, ale nie porywa. Nie twierdzę, że taki Uncharted 3 był lepszy. Czemu porównuje do tej odsłony z prostego powodu. Pradawne królestwo w którym też „żyją” jej mieszkańcy. Choć to dość naciągane stwierdzenie.
Fabuła, bo od niej zacznę jest dość naiwna i zbyt mocno skoncentrowana na Larze. Wiadomą rzeczą, że jest protagonistką, ale sposób w jaki większość załogi ją traktuje przypomina obchodzenie się z jajkiem. Dopiero Joslin Reyes raczyła zwrócić na to uwagę, bogom niech będą dzięki.
Powstało jeszcze parę bolączek, czyli chwile zaniku informacji w umyśle Lary. Uwaga wiąże się to z paroma spoilerami. Zostaliście ostrzeżeni!
W momencie dotarcia na wieże radiową pani archeolog nagle zapomina wspomnieć o tym, że na wyspie znajduje się sekta, która pozabija ratowników na dzień dobry. No bo, po co, o tym wspominać? Kolejnym potknięciem było odnalezienie notki przy dowódcy gwardii królowej tam już na czarno na białym było napisane na czym polegał rytuał przeniesienia duszy i mocy. Nie wspominając o tym jak w licznych notkach kapłanka pisała, że były traktowane jak lalka. Jakby komuś mało było jest wzmianka o tym, że patrzyła na nią jak w lustro.
Były też zabawne momenty, gdy Aleks Esc Weiss poszedł po narzędzia. Dziwnym trafem jak usłyszał kto idzie do niego zareagował tak jakby wiedział, że tego nie przeżyje. Co w sumie jest prawdą. Ksywy co prawda nie miał. Lecz był taki napis na jego koszulce co dodaje zabawnego kontekstu do całości.
Na samym finale ginie też James Whitman, ale nikt nawet nie raczył zapytać co z nim się stało. Taki tyci szczegół. Mała ciekawostka: można znaleźć jego klona na samym początku kampanii, jak więźniowie uciekają i ich wybiją. Koniec spoilerów.
Reszta tej epickiej historii to klasyka gatunku. Nie mogę sobie darować i pośmieszkować, o Bambi. Widać było jak przeżyła upolowanie zwierzęcia, ale jakoś wymordowanie prawie całej populacji wyspy nie było już problemem. Dla sprawiedliwości dziejowej jest rozmowa, gdzie ciut przeżywa. A następnie radośnie zabija.
W czasie całej tej wędrówki trafiałem na liczne znajdzki, i itemy do ulepszeń itp. Warto je zbierać do ulepszeń. Liczne teksty jakie można czytać są męczące. Lecz nie w tej grze! Można je wysłuchać. Początkowo brałem to za zaletę. Jednak potem i tak odczuwała się przesyt.
Dla tych z was, co będą chcieli zrobić grę na 100% czeka sporo roboty. Na pociesznie dodam, że jest perk, który daje Larze możliwość wykrywania ukrytych itemów. Skoro przy tym jestem. Orli wzrok też tu występuje. Robi dosłownie to samo co w Assasin Creed. No dobrze, a jak sama rozgrywka? Bo resztą bohaterów nie warto zawracać sobie głowy są oni jedynie tłem z antagonistą w roli głównej.
Lokacje w 99.9% są korytarzami. Tylko, gdzie nigdzie mogłem zaobserwować pół otwarte lokację lub mapy żywcem wyciągnięte z multika. Wyzwań nie ma co szukać. Fakt, da się niekiedy zablokować na chwilę w jakiejś misji. Są to jedynie wyjątki od zasady. Podobnie jest z nielicznymi bossami.
Nie mieli na nich większych pomysłów, a więc co robią? Dają dwa razy to samo podmieniając jedynie model Npc i zmienili broń (pięści na miecz) Wszystkie te różnice są czysto kosmetyczne. Krótkie rundy, które kończą się szybkim eventem cała pieśń. Dodać należy, że skryptów i qte jest od zarypania. Jest też druga strona medalu. Wiele ujęć zyskuje filmowego posmaku co uprzyjemnia rozgrywkę.
Jeśli CoD jest liderem w tej dziedzinie to ma godnego konkurenta. Wspomnę, że niekiedy gra nie daje znać: hej graczu przejąłeś kontrolę nad postacią! Kończyło się to zazwyczaj jednoznacznie… Zastosowano też zabieg rodem z Cienia Mordoru. Charakterystyczne wykończenia, które wymagały kliknięcia w odpowiednim okręgu. Tylko zamiast dać klawisz E lub F woleli jakąś rączkę ewentualnie znak wykrzyknika.
Trochę mylące, jak dla mnie. Ok, może jakbym nie miał tej przerwy to bym inaczej to odebrał. Niby nic, a jednak upierdliwe. Najgorzej wypada Si. Ono praktycznie nie istnieje. Pół biedy jak coś się wykrzacza w czasie zbiorowej walki. Wtedy można jeszcze przymknąć na to oko. Inaczej ma się sytuacja z małymi grupkami.
Przykładowo dwóch drabów stoi koło siebie i gada. Na co, ja strzał z łuku w łeb, a bot zaskoczony mówi: muszę sprawdzić co się stało. Mam jeszcze lepszą perełkę. Co prawda nieco innej natury (prowadzenie za rękę). Po uzyskaniu granatnika można było posłuchać tego: ma granatnik jak do nas dojdzie to zginiemy!
Innymi słowy gra podpowiada co i jak robić. Najczęściej objawia się to licznymi komentarzami Lary, a będzie tego sporo zwłaszcza na początku. W momentach, których się zatrzymałem choćby na chwilę troskliwa Larcia zaraz zaczęła mleć ozorem. Litości!
Na końcu kampanii devom zabrakło coś pomysłów, bo gdzie mogli dodawali etap z zjeżdżaniem na dupie lub ślizg na linie. Ostatnią aktywnością, która jest warta wspomnienia są opcjonalne grobowce. Nie stanowią one wyzwania, a udane urozmaicenie. Szkoda, że nie dodali szybkiej podróży, aby nie tracić czasu na powrót na właściwy szlak.
Przejdę teraz do perków. Początkowo nawet przyjemnie się je rozwijało. Moją uwagę zwrócił zwłaszcza jeden dający bonusy w exp za oprawienia zwierzyny. Szybko jednak okazuje się zbędny, bo jelonki wilki itp. znikają. Chyba, że szczury i kury będą ok. W dalszych etapach rozwoju pojawiają się wzajemne miksy umiejętności.
Wpisałbym bym to na minus. Wymuszało to odblokowywanie rzeczy całkiem zbędnych, aby dostać ten, który się chcę dostać. Wiele skilli wspiera walkę wręcz jest to całkowicie bezsensu w dość częstymi starciami arenowymi. Jeśli ktoś preferuje masochizm to jak najbardziej polecam. Praktycznie rzadko kiedy jest szansa zbliżyć się do wroga.
Ostatnim wątkiem przed podsumowaniem będzie część techniczna i graficzna. O szacie wizualnej mogę napisać tak: mimo wieku trzyma się dobrze. Trąci trochę myszką, co zauważyłem już na samym początku kampanii przy wyjściu na punkt widokowy. Zaskoczony też byłem kompresją pierwszych przerywników. Wyglądała jakby ktoś przerzucili kilka razy w format factory, aby zmniejszyć wagę nagrania. Zmiana na lepsze przyszła przy przejściu do gameplay’u. Tam już jest znacznie lepiej, lecz ząb czasu zostawił znak na grafie.
Tomb Rider Goty co prawda nie były zbagowane jak Cyberpunk 2077, ale swoje za uszami też ma. Po pierwszych pięciu minutach miałem niebieski ekran śmierci. Natomiast dalej nie było już tak tragicznie. Błędy za to przybrały nieco inną formę. Najczęstszym był zmiana na tryb okna po wyłączeniu monitora. Kolejnymi niedopatrzeniami, które zauważyłem do błędy w załadowaniu się cieni i kolizji obiektów. Przy kolejnej sesji z trzech łącznie gra postanowiła się zawiesić. Tym razem wystarczyło alt + F4. Druga połowa gry chodziła natomiast całkowicie stabilnie.
Podsumowujmy czy warto zagrać reboot Tomb Rider? Owszem jest to krótka gra z nawet ciekawą fabułą, którą nic nie zmąci, nawet wczytywanie ekranu. Zostały one ukryte w sprytny sposób. Poprzez przejścia przez szczeliny w których kieruje się Larą. Kampanie można przejść szybko i do tego nie poświęcając za dużo czasu. Z bohaterami raczej zżyć się nie da i jak szybko się sięgnęło tak jeszcze prędzej się odłoży na półkę Tomb Ridera, który nie oferuje nic, co mogłoby skłonić do powrotu. Produkcja na jeden strzał. Ocena końcowa 7/10.
Niesamowicie ciekawa recenzja. Zdecydowanie odzwierciedla rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz 😏
Usuń