Recenzja Ano Natsu de Matteru


Mam nadzieje, że jest jeszcze niedziela, bo staram się jak najszybciej to napisać. Jak to powiedział pewien klasyk jestem jak mała redakcja.

Mieliśmy komedie to teraz będziemy mieć komedio-dramat dla odmiany. W poprzednim tekście w którym przybliżałem wam serie Demi-chan pisałem o wątku trójkąta miłosnego. O ile tam była tego namiastka to tutaj będziecie mieć skrajne przeciwieństwo. Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta oto przed wami Ano Natsu de Matteru.


Na samym początku już was uprzedzam, że nie będzie to jakieś genialne dzieło, a jedynie lub też aż przyjemna przystawka z ciekawą fabułą. Autor tego dzieła Yousuke Kurody zmodyfikował raz przez siebie wykorzystany pomysł, który może znacie jako Onegai Teacher.  Przyznam, że widać spore podobieństwo, ale motyw hojnie obdarzonej kosmitki która zakochuje się w protagoniście został tu zmodyfikowany i to odczuwalnie. Jak się tak zastanowić to wiele więcej zmieniono, ale ja nie o tym.

Mamy tu wyjątkowo pokręcone love story, gdzie każdy kocha nie tą osobę co trzeba trwając w friendzone. Początkowo sądziłem, że przybierze to formę ecchi. Rodziców protagonisty Kirishima Kaito oczywiście nie będzie z dość przyziemnych przyczyn zginęli w wypadku. Wspomniany przeze mnie Yousuke Kurody wykorzystał to jako powód wyrażenie zgody przez starszą siostry Kaito, aby obca dziewczyna, którą ten sprowadził do domu zajęła jej miejsce tymczasowo jako opiekunka.

W całej serii mamy widoczne dwa wątki nagranie amatorskiego filmy przez zapalonych filmowców i poplątany trójkącik. Jeśli jednak się policzy występujące postacie wyjdzie z tego pięciokącik. Sielanka panuje przez większą część Ano Natsu de Matteru i dopiero wątek kosmiczny z łaski na uciechę wyskakuje pod sam koniec.


Najważniejsze i tym samym oklepane motywy zostały zaliczone. Mamy cycatą i trochę głupiutką Takatsuki Ichika z drugiej strony płaską znaczy się naturalną Tanigawa Kanna, która jest przyjaciółką z dzieciństwa Kaito i się w nim skrycie zakochała, a ten tego nie widzi, norma. Wyjazd na plaże również został odbębniony, czyli najważniejsze elementy zachowano.

Najciekawiej prezentującym się bohaterem nie jest tym razem protagonista, a kręcący się gdzieś obok Ishigaki Tetsurou. Jako jedyny ogarniał cały temat i potrafił się poświęcić dla drugiej strony, czyli deseczki Kanny miałem na myśli. Jednak było to wszystko za proste i mamy jeszcze Kitahara Mio, która  z kolei zabujała się w Tetsurou.


Próbując przybliżyć fabułę zaczyna się tworzyć pokręcona wersja Mody na sukces. Szczęśliwe nie będzie tu odcinków pięć czy dziesięć tysięcy. Klimat serii jest naprawdę dobry, a paleta szarości całkiem zadawalająca. Nie zabraknie także skrajnie kretyńskich momentów będących chlebem powszednim w tego typu produkcjach. 

Odpuszczę sobie tym razem omawianie poszczególnych bohaterów/bohaterek i pozwolę wam się z nimi samemu zapoznać.

Podsumowując ten jakże długi tekst powiem, że dostaniecie historykę słodką jak cukierek ze kwaśnym posmakiem. Jeśli dodamy do tego sceny, które można różnie zinterpretować wychodzi z tego niezły kabaret.

No a teraz piszcie miłe rzeczy, bo … ładnie proszę ;P      


Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania