Recenzja Mortal Kombat XL


Walka towarzyszy człowiekowi od zawsze. W dzisiejszych czasach znamy ją jedynie z telewizji, filmów czy gier wideo. Każdy podchodzi do niej inaczej. Niektórzy twórcy gier stawiają na realistykę, a inni na krwawe wykończenia.

Dawno już nic nie pisałem, a do tego jakoś zabrakło mi chęci do pisania, co nie zmienia faktu, że przygotowałem się do kolejnej recenzji. Tematem tego artykułu będzie Mortal Kombat XL od studia NetherRealm.

Chono tu!
Nie będę owijał w bawełnę, gry typu MKXL są dla mnie swojego rodzaju nowością przez co nie mam w nich takiego doświadczenia jak w FPS'ach czy RPG'ach. Nie ma to większego znaczenia, bo chętnie się uczę! Mortal ku mojemu zaskoczeniu okazał się bardzo przyjazny dla początkujących. A teraz poproszę o schowanie katan i innych ostrych narzędzi. Dziękuję, teraz mogę dalej kontynuować.


Zacznę od tego co zwróciło moją uwagę najbardziej z przyczyn technicznych, a mianowicie ten tytuł niemiłosiernie wolno włącza się . Początkowo uznałem, że jest to wina mojego poczciwego blaszaka, ale w takim Wieśku 3 czy Dying light nie odnotowałem tego typu problemów. W samej grze sytuacja się poprawia, dzięki temu mogłem się cieszyć płynną liczbą klatek na sekundę. Interesujące jest to, że w czasie walki mamy 60 FPS, a w czasie wszelakich przerywników tylko 30, co może budzić pewien niesmak u bardziej wymagających zawodników. Niestety muszę dorzucić jeszcze coś do tego worka.

Co jakiś czas gra dostawała "czkawki" innymi słowy zacinała się z bliżej niewiadomych powodów. Kolejną ciekawą rzeczą jest fakt, że w kilku ostatnich rozdziałach tego problemu już nie było. Na sam koniec listy niedociągnięć dorzucę wyraźny podział modeli postaci. W trakcie każdej walki wyglądały idealnie, a kolory światło i detale zachwycały. Sytuacja odwracała się w tracie przerywników filmowych. Nagle miałem przed oczami obraz rodem z PS3, czy innego Xkolcka360. Rzecz jasna nie jest to jakaś tragedia, ale nie zmienia to stanu faktycznego, że taka nierówność kole w oczy.


Powiedziała do mnie Janek
A teraz napiszę o tym, co przypadło mi do gustu. Tak jak wspominałem wyżej, idealna wprost oprawa, która przyciąga oko do monitora. Już dawno nie widziałem takiej szczegółowości w grach. Mogę zaryzykować, że taką grafiką mogły się pochwalić jedynie ścigałki, lecz teraz mamy wyjątek od tej reguły.

Przyszła teraz pora na kampanie, która jest dość krótka zaledwie pięć godzin. Jej konstrukcja jest dość schematyczna, mamy głównego złego pradawnego boga, których chce zniszczyć świat ludzi i zaświaty. W każdym rozdziale wcielamy się innego wojownika, co oznacza, że niema protagonisty. Nie należy się tym martwić, bo i tak można się zżyć z seniorami jaki i juniorami. Młode pokolenie to między córka Johnnego i Jax'a

No ale nie pora na rozpisywania drzewek genologicznych poszczególnych bohaterów. Fabuła jest dobrze wyważona i trzyma w napięciu, aż do samego końca. Jeśli miałbym się czegoś doczepić to do powtarzalnego schematu, gdzie główny aktor danego aktu wraca w przeszłość tylko po to, aby stoczyć walkę, a następnie wrócić do teraźniejszości. Przerywniki są czasami za długie, lecz mnie to nie przeszkadzało. Mam nadzieje, że wam też nie. Przyjemnym urozmaiceniem były szybkie wydarzenia potocznie zwane qte. Połamać palców na tym się nie dało nawet metaforycznie. Jeśli chcecie naprawdę poczuć zmęczenie po sesji z grą polecam Cień Mordoru lub Wojny.


Walka, walka i po walce
Rozgrywka w Mortal Kombat XL wymagała jak to w tego typu grach nauczenia się kombosów, ewentualnie można spamować przyciski w sposób chaotyczny, co też dawało pewien efekt marny, ale zawsze jakiś! MKXL  nie uczy nowicjusza, a jedynie wrzuca na głęboką wodę. Z jednej strony to jest dobre, bo wymusza na graczu, aby kombinował, a z drugiej strony zamiast się bawić "pracujemy". Będę szczery bawiłem się naprawdę dobrze i niczego bym nie zmieniał.

Na każdej arenie mamy interaktywne elementy, które da się wykorzystać przeciwko przeciwnikowi. Raz jest to waza, którą można uderzyć wroga, innym razem beczka, a jeszcze innym babka, która pechowo stanęła w nieodpowiednim miejscu. Twórcy narzucili pewne ograniczenie na tę mechanikę w postaci odnawiającego się paska i bardzo dobrze, część graczy w multi na pewno z namiętnością maniaka wykorzystywaliby tą mechanikę, aż do przesady.


Przejdę do esencji gry, a mowa tu rzecz jasna o fatality. Kiedyś to były prawdziwe masakry nie co teraz, a tak na serio. Ocena tego czy jest lepiej, czy gorzej jest trudna do stwierdzenia, ale jedno jest pewne pomysłów jak zamordować wroga nie brakuje. W dziesiątej części wracają też brutality. które różnią się tym, że można je aktywować wcześniej spełniając odpowiednie warunki i wygrać szybciej pojedynek. Niestety w porównaniu do klasycznych "zakończeń" wypadają blado.

Kasa, kasa więcej kasy!  
MKXL oferuje jeszcze parę atrakcji w postaci wież i krypty, czy raczej skoku na kasę. Zacznę od początku. W menu głównym mamy sklep, w którym można dokupywać skórki, zawodników itp. pierdoły. Rozumiem, że koszty produkcji wzrosły itp., jednak czuje wielki nie smak, że coś takiego dodano. Wspomnę o aferze, która miała miejsce, po premierze. Początkowo liczba monet była wystarczająca, aby odblokować potrzebne do gry rzeczy, a teraz już nie! Mało tego na liście dlc, które powinny być w wersji XL brakuje sporo i mamy praktycznie tylko mini wersję tej edycji.


Wieża Babel
Na koniec zostawiłem sobie wieże. Mamy do dyspozycji żywą wieże i klasyczne. Osobiście preferuje te drugie. Są tam ciekawe urozmaicenia, które losowo zmieniają sytuację na polu bitwy itp. Ooo to teraz wiem czemu tak mi długo zeszło z zabraniem się do pisania. Żarty na bok.  Mortal Kombat XL to naprawdę porządna produkcja warta waszej uwagi.

Czy warto zagrać w  Mortal Kombat XL? Patrz akapit wyżej! Mało, za mało napisałem, a więc wykorzystam tom przestrzeń inaczej. Tym razem zabrakło rubryki wszystko to, co zapomniałem lub nie pasowało wyżej. Stało się tak, bo nie miałem co tam dopisać, a może wy zechcecie dodać coś od siebie? Tyle, że w części z komentarzami.

   


Udostępnij:

2 komentarze:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania