Recenzja Mario 3D Land


Czas płynie niczym rzeka i nigdy nie wiemy co się stanie. Mogą to być najróżniejsze wydarzenia! Pora na otwarcie nowego rozdziału na tym blogu.

Tekst, który przeczytacie będzie zarówno recenzją Mario 3D Land jak i moimi wstępnymi wrażeniami z grania na New 2Ds XL od Wielkiego N. Jeśli odbierzecie ten artykuł jako felieton to się nie pogniewam, bo może przybrać taką formę. Ruszmy więc z tym tematem i zobaczmy, czy Mario wydany na konsolę z rodziny 3Ds zrobi pozytywne wrażenie na zatwardziałym PC graczu.

It’s-a Me, Mario!

Zaczęło się od, no właśnie, od tego, że po wielu latach grania na komputerze osobistym zapragnąłem czegoś nowego. Poczułem potrzebę odnalezienia innego wymiaru gamingu. Innego spojrzenie na gry wideo. Nie obce mi były produkcje, takie jak nasz Wiesiek czy Bezimienny, czy inne Gears of War. Niestety, mechaniki zastosowane tam są nam wszystkim dobrze znane z wielu produkcji, które je zapożyczyły. W końcu mnie olśniło! 

Nadszedł czas, aby sięgnąć po najdziwniejszy, jedyny w swoim rodzaju rynek naszej branży, czyli gry z kraju kwitnącej wiśni. Osobiście uważam Japonię za kolebkę tej branży. Zaopatrzyłem się więc po raz drugi w sprzęt od Nintendo, lecz tym razem świadom tego co kupuję, bo kto z was nie wspomina ciepło starego Pegazusa, który był klonem Famicoma. Od tygodnia jestem posiadaczem oryginalnej konsoli Wielkiego N i póki co jestem zaskoczony ich pomysłowością.
 

Let it go

 
Zacznę od sterowania, bo to pierwsza i w sumie najbardziej odczuwalna rzecz, gdy przestawiamy się z komputerowych kontrolerów. Sama konsola jest naprawdę poręczna, a wmontowane klawisze i grzybkopodobne elementy świetnie sprawują się w poruszaniu głównym bohaterem gry. Klawiszologia jest dość zbliżona do tej jaką mamy na padach do Xboxa. Dodam, że są też pewne różnice. Bumpery odgrywają tu większą rolę, a przynajmniej w Mario 3D Land, umożliwiając dokonywanie określonych aktywności, np. skok i uderzenie na obiekt pod nami.


YAHOO

A teraz czas omówić kampanię polegającą zapewne na tym co zawsze, czyli uratowaniu księżniczki Peach z łap złego Króla Bowser Koopa. Nie będę się tu roztrząsał nad fabułą, bo jest ogólnie zarysowana. Innymi słowy tytuł ten rozgrywką stoi. Przyznam się, że sięgnąłem po tę produkcję nie tylko z powodu wąsatego hydraulika, będącego jednym z bardziej rozpoznawanych postaci z gier, ale też przez częste wysokie miejsca jakie Mario 3D Land zajmuje u recenzentów, których sobie cenię.

 W czasie kampanii odwiedziłem liczne światy np. nawiedzone domostwa czy tereny górskie, czy inne podziemia. No i co tu powiedzieć, Nintendo zaczęło "podstępnie" atakując nostalgią. Motywy muzyczne rozpozna każdy, kto miał wspomnianego przeze mnie Pegazusa. Od tego poczułem się  sporo młodszy. Kolejny sierpowy został wyprowadzony jeszcze szybciej, gdy zobaczyłem Marianna jakiego znałem na drugim (dotykowym) ekranie konsoli. Tutaj kolejna nowość, której nie zobaczymy na komputerach. Panel pokazuje nam listę map i lokacji do których trafimy.


It's party time    

Poziomy są ciekawie zaprojektowane. Widać, że projektant pragnął jak najlepiej wykorzystać świat 3D. Co prawda w posiadanej przeze mnie konsoli efektu trójwymiaru nie ma, to i tak dostrzec można było, co autor miał na myśli. Jedyne ograniczenia jakie się znalazły w tym tytule, to możliwości samej konsoli, w końcu mamy do czynienia z handheldem. Jednak martwić się nie musicie, bo poziom trudności jest tu świetnie zbalansowany.

 A jeśli nawet trafi się trudniejszy etap, to twórcy wyciągają pomocną dłoń. I tu trafiłem na pozytywny wyjątek, od tego do czego przyzwyczaili mnie i pewnie wielu z was nasi i zachodni Devowie. Pomoc ta jest opcjonalna. Nie jesteśmy zmuszani do korzystania z niej. Nie będziemy uszczęśliwiani na siłę. Naprawdę niezwykłe jest to, że takie rzeczy potrafią cieszyć. Ok, ale na czym polega ta nieobowiązkowa pomoc? Możemy dostać strój Tanooki w wersji premium,  dzięki czemu będziemy nieśmiertelni, no prawie. Jeśli spadniemy lub dotkniemy np. lawy stracimy życie.
 

Oh noo...

Mario ma wiele zalet, lecz i wady swoje ma. No cóż, nie ma ideałów. Łyżką dziegciu jest przymusowe zdobywanie punktów (w postaci gwiazdek) do odblokowywania niektórych map. Mowa tu o opcjonalnych lv, jak i tych wieńczących dany "świat". Wielka szkoda, że takie coś wstawiono w tym tytule. Wypadałoby, aby maxowanie gry  było dobrowolne, a ujmując sprawę jaśniej, end-game powinien nam przedłużyć rozgrywkę o parę godzin. Następną wadą jest mała liczba ścieżek dźwiękowych. O, ile na początku to cud malina, to później katują nas jednym i tym samym, co niestety psuje efekt.

Czy warto kupić Mario 3D Land? O tak, warto sięgnąć po tę produkcję nie tylko dlatego, że jest to innego kalibru platformówka z własnymi pomysłami. Wiem, że może to zabrzmieć dziwnie, ale opłaca się dla ślicznej grafiki, która lśni mimo tego słabego pod względem technicznym sprzętu. Póki co, poczułem lekką bryzę nieznanego mi gamngu, ale już teraz widzę, że czekają na mnie nowe doświadczenia. Ahoj, przygodo!

A jak z wami? Skusiliście się na gry od Wielkiego N, które są wciąż towarem, a nie "usługą"?

Lajki są oczywiście mile widziane ;D Napiszcie o swoich doświadczeniach z grami lub samym sprzęcie od Nintendo.

Ciekawi mnie, jak wspominacie zderzenie z ich grami?


Udostępnij:

4 komentarze:

  1. Podoba mi się blog, którego prowadzisz. Opisujesz sporo przeróżnych gier, które trafiają w moje gusta. Co do przedstawionej wyżej gry, to polecam również wersję na Wii U, która w bardzo fajny sposób wykorzystuje możliwości tej konsoli. Świetna zabawa w równie kolorowym świecie przepełniona miodnym gameplayem.
    A jaką wersję 3DS'a posiadasz? Czy jest to New 2DS XL?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie posiadam New 2DS XL bardzo dobry sprzęt. Podarowałem sobie wersje N 3DS XL z tego powodu, że efekt 3d za bardzo zżera moc obliczeniową i powoduję spadek FPS. Cieszy mnie, że podoba się Ci mój blog. Mam nadzieje, że zostaniesz dłużej

      Usuń
  2. W podobnym stylu polecam fanowskie Super Mario 64 Land.

    OdpowiedzUsuń

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania