Retro recenzja Nieuchwytny cel z 1993 r.

Kolejny tekst i wraca dobrze znany nam Jean-Claude Van Damme w swojej kolejnej roli. Tym razem wciela się w zwykłego szarego obywatela z problemami. Stan ten nie może jednak trwać za długa, bo na horyzoncie pojawia się piękna nieznajoma.


Nieuchwytny cel z 1993 r. w reżyserii Johna Woo. Był to pierwszy film jaki nagrał w USA. Jak widać nawet reżyserzy lubią wracać na łamy tego bloga i pokazać co tam maja jeszcze w zanadrzu. Co mogę powiedzieć o tym filmie? Przede wszystkim jest przegadany i to bardzo. Pierwsza, a właściwie większa część tego co zobaczyłem to liczne rozmowy. Większe, mniejsze i z nożyczkami. Ups, udajmy, że tego nie było.

Twórcy prowadzą widza jak za rękę. Praktycznie nim coś się stało już pokazano wszelkie wskazówki pozwalające się tego domyśleć. Nie zabrakło oczywiście jakiś wstawek, gdzie Chance (Van Damme) mógł się popisać swoimi umiejętnościami. W tym obrazie zaszło wiele zmian, które mogłem zaobserwować.


Gdy zaczęli się prać po twarzach nie było to eksponowane w idealny sposób. Ujęcia były bardziej dynamiczne. Dziś powiedziałoby się maskujące braki aktora. Tutaj raczej interpretować to należało jako dodanie animuszu, albo miało dodać większego napięcia.

Kolejną interesującą różnicą względem poprzednich filmów skończyła się zabawa w gładkiego Mariana z niewinną twarzyczką. Protagonista jest co prawda na początku ciut rycerski, ale ma to uzasadnienie w fabule.


W kolejnych scenach widać jego prozaiczne podejście do życia. Zresztą cały jego wizerunek przypomina najemnego zbira, a niż ratującego z opałów damy. Zerwanie z początkowym wizerunkiem dobrze mu zrobiła. (Ale włosy to by mógł umyć)

No, a jak przedstawia się jego motywacja do działania? Nie jest jakiś szczególnie rozbudowana. Działa pod impulsem i jak to w takich sytuacjach bywa wszystko układa się idealnie. Nikt się nie obraża i jego żonglowanie decyzjami nie dziwi, bo czemu by miało?

W tego typu kinie akcji zawsze dochodzi do jakiegoś momentu, aby sam protagonista się zaangażował. Tutaj też się to stało, ale… Nie miało to sensu. On już wcześniej wszedł w tą sprawę na całego, a wspomniany impuls nie był jakimś bustem. Nie sprawiło to jakiejś zmiany w postaci, ja wam pokaże itp. Praktycznie było minęło, a no cóż, w każdym razie. Powinienem wstawić tu tego mema z Lokim.


Jak sprawa zaczyna nabierać rumieńców dopiero dostaje się konkrety. Jest to już praktycznie finał całego filmu, w którym zaczynają się wszelkie pościgi, eksplozje i przeładowywania magazynków. W tym pandemonium widać już zalążki kiczu jaki widziałem w kolejnym filmie Woo, czyli Bez twarzy.  

Strzelanie odwróconą do góry nogami bronią jak z karabinu, nie ma problemu. Strzał w ramię i zmiana kadru, aby antagonistę odrzuciło jakby dostał w klatę. Proszę uprzejmie, coś jeszcze podać? Niech będą fajerwerki i strzelanie przez ścianę. Lecz wcześniej zmiana magazynków i gadka szmatka. Jakby ktoś pytał to gołębie były. Tylko nie spodziewajcie się równie wzniosłej sceny w kościele.

Warto powiedzieć coś o antagonistach. Jak oglądaliście Mumie to poznacie Arnold Vosloo w roli Pik van Cleef, też jest tym złym, ale bez bandaży. Wypadł naprawdę profesjonalnie jak na standardy filmu. Choć momenty kiedy grał pierwsze skrzypce pozbawione były logiki. Nie wszystkie, ale jak się je zobaczy to się już nie da zapomnieć. Czemu poszli w takie przesadzone efekciarstwo? Trudno powiedzieć. Praktycznie nic nie wnosiło do filmu.


Jego wspólnik Emil Fouchon (Lance Henriksen) to klasyczny złoczyńca mający być w szczególności groźnie wyglądający. Nie twierdze, że wypadł kiepsko, ale bardziej widzę w nim klasycznego przedstawiciela złych prawie stereotypowego złola. W polowaniach jakie organizował rzeczywiście czuć było i widać też jaki był bezwzględny. Kiedy jednak otoczka znikała liczyła się tylko jego prezencja.   

Warto nadmienić pewne elementy techniczne. Dodawano liczne zbliżenia, ale takie naprawdę przeholowane. Nie wiem, czy chcieli zbadać im zęby, czy co? Ujęcia te nie sprawiały zmiany spostrzegania, czy klimatu filmu. Podejrzewam coś całkiem innego. Prawdopodobnie było to prezentacja możliwości kamer. Patrzcie, podziwiajcie widać wszystko bez straty jakości.

Efekty specjalne były dość nierówne tak jakby nie wiedziano do końca jak ma to wyglądać. Widać było jak na dłoni brak koncepcji pokazania ostrzału. Zdecydowano się na bazukowo podobne gnaty. Zwykła spluwa działa jak miotacz rakiet, albo zamiast strzałów w ziemie i piachu, czy co powinno się pokazać na pierwszym planie były fajerwerki.


Czy warto obejrzeć Nieuchwytny cel? Jak się nie ma na liście nic lepszego do obejrzenia to od biedy się da. Jak wyrzyskie inne filmy. Wróć jest jeden, którego nie dało się skończyć był, aż tak tragiczny. 

Napiszcie w komentarzach jakiego filmu nie daliście rady skończyć. Ciekawe, czy ktoś na to trafił. A jak wy spostrzegacie produkcje Johna Woo? Przyrost formy nad treść, czy przemyślane dzieło?

Ten humorystyczny akcent w tekście to forma podziękowania za liczne pozytywne komentarze od Crouschyncy, która bardzo motywuje mnie swoimi komentarzami pod aktualnymi i starszymi wpisami. Jak poprawiałem ten tekst to zauważyłem przypadkiem, oczywiście nowe. Natomiast pomysł na przerobienie mema For Frodo wziął się stąd, że leciała muzyka z Władcy pierścieni. 

Share:

54 komentarze:

  1. Żeby nie było, że nie czytam - czytam, tylko nie mam nic mądrego do powiedzenia, bo większości tych filmów nawet nie znam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyszło mi na myśl, że trzeba pomóc czytelnikom i wypisałem na końcu pytania, na które można odpowiedzieć.

      Usuń
    2. W tym tekście umieściłem w przed ostatnim akapicie. Myślałem żeby dodawać w głównej części tekstu, czyli między omówieniem fabuły, a częścią techniczną itp. Co sądzisz o takiej wersji?

      Usuń
  2. Dobrze ujęte różnice w stylu Woo – faktycznie widać, że „Nieuchwytny cel” był jego pierwszym amerykańskim filmem i momentami balansuje między efektownością a kiczem. Zgadzam się też, że antagonista Vosloo wypadł ciekawiej niż Henriksen, choć obaj byli dość schematyczni. Ciekawe, że już tutaj pojawiają się zalążki pomysłów, które w pełni rozwinął w „Bez twarzy”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film ten i tak został ocenzurowany. Początkowo miał być jeszcze bardziej brutalny. Pomimo złagodzenia i tak stał się przykładem jak tworzyć brutalne obrazy. Woo wspominał też o tym, że z Van Damme trudno się pracowało, bo ku jego zaskoczeniu nie on, a główni aktorzy mieli ostanie słowo do powiedzenia. Parę ciekawostek na dokładkę.

      Usuń
    2. Często nie zdajemy sobie sprawy, ile kompromisów i negocjacji stoi za finalnym filmem. Te ciekawostki pokazują, że nawet w mocno „brutalnych” produkcjach decyzje aktorów i reżysera potrafią diametralnie zmienić obraz.

      Usuń
    3. Nie ma ukrywać motywów ich działania. Jakby dostali dostali oznaczenie dla dorosłych obcięłoby im zasięgi i tym samym zyski.

      Usuń
  3. Jean-Claude Van Damme, aktor mający na swoim koncie mnóstwo bardzo, ale to bardzo podobnych do siebie filmów, które prawdę powiedziawszy szybko się zapomina ;)

    Nieuchwytny cel może oglądałam, może nie...., w sumie nie bardzo pamiętam. Najbardziej kojarzę Van Damme'a z Krwawego sportu, który mnie osobiście najbardziej się podoba, ale i z serii Krwawy sport ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kontynuacji Krwawego sportu nie brał udziału. Wziął za to rolę w Kickboxerze. W sumie jest to paradoksalnie duchowy dziedzic tamtego filmu.

      Ale faktycznie, jego filmy jak się w nie wgłębiać są robione na jednym wzorze. Zgaduje, że chodziło o zaszufladkowanie go jako tego co się ciągle bije. Łatwiej wtedy sprzedać kolejne produkcje z nim w roli głównej.

      Usuń
    2. Ja fankom takiego gatunku niestety nie jestem, i już raczej się to nie zmieni. I tak, jest zaszufladkowany i przez to niestety nie ma do zaoferowania zbyt wiele, a kto wie na co jeszcze go stać.

      Usuń
    3. Trzeba pamiętać, że w ubiegłym wieku był tak zwanym aktorem grającym ciałem. Mówiąc po ludzku fan serwis dla pań lubiących dobrze zbudowanych. Jak się tak gra parę dekad to kończy się jak on.

      Chętnie zobaczyłbym go w dramacie obyczajowym lub komedii dla odmiany. Wraz z wiekiem dochodzi doświadczenie. Jak zobaczy się Schwarzeneggera w Herkulesie w nowym Jorku to zrozumie się jakie da się zrobić gigantyczne postępy. Swoją drogą warto obejrzeć ten film.

      Usuń
    4. Hmm.... to ja chyba nie jestem prawdziwą kobietą, bo akurat na to jak zbudowany jest ten aktor uwagi nigdy nie zwracałam, choć zawsze podziwiałam umiejętności i niemal akrobatyczną gibkość ;)

      Z tego co wiem to grywa również w czymś co jest połączeniem komedii z akcją, choć te filmy nie są dobrze oceniane. Chyba jakiś taki właśnie film, w tym gatunku został nakręcony dla Netflix :)

      Usuń
    5. Nie każdy zwraca uwagę tylko na ciało. Podobno tez się liczy wnętrze. Tylko czy chodzi o osobowość, czy wnętrze portfela xD

      Usuń
    6. Nie należę do osób dla których ma znaczenie finansowy zasób danej osoby. Owszem, pieniądze w życiu są ważne, kiedyś je wymyślono, i żyć się bez nich niestety nie da, a przynajmniej jest to mocno utrudnione. Ale pieniądze nie są najważniejsze, a osoby patrzące na zasób portfela, a nie na osobowość, są zwyczajnie małostkowe. Dobrym przykładem są sztuczni przyjaciele, którzy są z daną osobą, z racji na kasę, bo to się opłaca. Mieć takie osoby, takich przyjaciół wokół siebie to nic dobrego. Na szczęście nie jestem bogata i takiego problemu nie mam.

      Usuń
    7. To jest nas dwoje ☺️ Też mi to nie grozi. A tak już na poważniej. Bycie materialistą czyhającym na czyjąś kasę to jak przegrzanie życia. Rozumiem jak ktoś poszukuje ogarnięta osobę, która ma ułożone życie itp.

      Usuń
  4. Dziękuję ślicznie za mema i piękne słowa, a także uwzględnianie moich propozycji. Zrobiłeś mi dużą przyjemność i jest mi bardzo miło. Przyznam, że aż się wzruszyłam. Serio. Dzięki śliczne jeszcze raz. :)

    Bardzo lubię odwiedzać Twojego bloga i czytać Twoje wpisy, w których odnajduję wiele rzeczy dla siebie - zarówno wśród tych już mi znanych, jak też będących dopiero przede mną. Widać, że wkładasz w to dużo serca i pasji.

    Dziękuję też za odwiedziny u mnie i wszelkie komentarze, które dla mnie również są cenną motywacją. A miałam takie okresy, żeby przerwać blogowanie.

    Co do filmu, jako dziecko obejrzałam "Nieuchwytny cel" więcej niż jeden raz z przyjemnością. Podejrzewam, że po latach również bym się nie nudziła, acz teraz bardziej krytycznie bym spojrzała na pewne jego aspekty. Fajnie zresztą rozłożyłeś ten tytuł na czynniki pierwsze i z dowcipną nutką zwróciłeś uwagę na jego mankamenty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno dobro wraca z dwojoną siłą. Wierze, że w tym wypadku sprawdza się to co do joty.

      Czy piszę z pasją? Jak w coś się angażuję z własnej woli to staram dać z siebie wszystko. Robienie czegoś na pół gwizdka nie wchodzi w rachubę.
      Wierzę, że kiedyś uda przejść na zawodowstwo i będę pisał do jakiegoś serwisu jako redaktor.

      Kryzysy z pisaniem nie raz przerabiałem. Lecz to co stało się w to lato sporo zmieniło. Nauczyłem się jak funkcjonuje blogowa społeczność.

      A im dłużej ją poznawałem tym więcej się nauczyłem i zrozumiałem. Jest to jak serfowanie wszystko jest spontaniczne jak fala.

      Czytanie cudzych blogów pokazało mi jak może wyglądać różnorakie nieszablonowe podejście do prowadzenia takiej strony.

      Najważniejsze to pokazać realne wsparcie tym, których cenimy. Nawet najmilejszy znak: hej wciąż zaglądam i ci kibicuje jest bardzo istotny.

      Blogowanie to niszowe zajęcie, a jak się pisze o grach, czy filmach to się zlatuje na sam koniec tej kolejki.

      Film ma wstawki na początku jak w trakcie, gdzie akcja się rozkręca. Ale jakoś były za krótkie i rzadkie, aby traktować to jakoś inaczej niż delikatny przerywnik. Gdyby trwało to dłużej lub było więcej mógłbym spojrzeć na to w inny sposób.

      Usuń
    2. Podziwiam optymizm i wiarę w siłę dobra. Oby się sprawdziło, i udało Ci się zrealizować plany. Serdecznie Ci tego życzę.

      Niestety z biegiem lat przekonałam się, bardzo dotkliwie, i to niestety nie raz i nie dwa, że dobro i wkład mojej pracy nie miał miał kompletnie znaczenia, a moje pisanie traktowano bardzo niepoważnie.

      Staram się zatem nie podchodzić do blogowanie zbyt emocjonalnie i nie oczekiwać po nim za wiele, a traktować to jako rodzaj pasji.... jednej z moich wielu, tylko akurat bardziej widocznej i bardziej namacalnej.

      I fakt, blogowa społeczność jest bardzo pozytywna i motywująca, raczej pozbawiona hejtu, który w Internetach jest już czymś normalnym, a wielu traktuje napadanie na innych jak rodzaj zabawy.

      Usuń
    3. Życie bez emocji byłoby o wiele prostsze. Robiłoby się swoje i niczym się człowiek nie przejmował tylko chłodno kalkulował.

      Jednak, gdzie pasja tam emocje. Natomiast jak ma to twórczą formę jak pisanie publiczne to robi się to bardziej odczuwalne.

      Kiedy jest to pisanie jak do szuflady to jakoś przechodzi to codziennej rutyny. Lecz w momencie jak dochodzi do przełomu i wchodzi czynnik ludzki to wszystko się zmienia.

      Coś pęka w człowieku, ale w pozytywny sposób. Wchodzi się w inny świat, który dopiero się poznaje. Chłonie się go jak gąbka wodę i cały czas chce się więcej.

      Trzeba jednak nauczyć iść dalej i starać się cały czas cieszyć pisaniem i udoskonalać własny warsztat. Coś dodać, ująć lub zmienić. Słuchać głosu wewnętrznego, ale i swojej społeczności.

      Usuń
    4. Emocje są nierozerwalne z człowiekiem, i bardzo ludzkie. Ale da się je wyciszyć i chłodno do wszystkiego podchodzić. Czasami bardzo się takie spojrzenie na świat przydaje.... inaczej w pewnym sytuacjach można by było zwariować, albo przynajmniej się poddać, co w mojej naturze nie leży, bo poddawać się niespecjalnie lubię. Choć fakt, faktem, czasami należy odpuścić.

      Usuń
    5. Zrobiła się z tego dyskusja psychologiczna :D Lubię to :D Może zacząć pisać blog terapeutyczny xD
      Życie mamy tylko jedno i jest za krótkie na smutek. Trzeba chodzić z podniesioną głowa i wiarą w siebie.

      Usuń
    6. Ja też lubię takie tematy, kiedyś chciałam być psychologiem, ale życie zweryfikowało moje wybory.

      Smutek tez czasami jest potrzebny, i wskazany, choćby w żałobie. Trzeba go przeżyć, żeby iść dalej.

      I tak, masz rację, głową zawsze nalezy wysoko nosić i z każdego potknięcia, każdej pomyłki, każdego złej decyzji wyciągać wniosek i traktować jak kolejne doświadczenie.

      Usuń
    7. W pewnej historii dwóch bohaterów rozmawia i jeden pyta drugie chciałbyś cofnąć się w czasie, aby naprawić swoje błędy? Na co on powiedział: to właśnie te wydarzenia mnie ukształtowały i doprowadziły do tego miejsca.

      Usuń
    8. Trochę ciężko mi się teraz wbić w tę dłuższą konwersację, więc ja po prostu dopiszę, że zgadzam się z generalnie dopingującym charakterem komentarzy. A co do błędów, cóż, pewnych wolałabym uniknąć, zwłaszcza że zdarzało się popełnić te same błędy. Niemniej może w końcu niektóre sytuacje pokażą, że miały sens. :)

      Usuń
    9. Grunt to wyciągnąć z nich wnioski i nie powtarzać. Jesteśmy dorośli i każdy ma sporo na głowie. Pisz kiedy uznasz, że chcesz dodać do tego tematu. Nawet i za miesiąc. :"D

      Usuń
    10. Może nie aż za miesiąc, choć są okresy, kiedy nie wyrabiam z komentarzami. No wiesz, praca i inne sprawy. :(

      Usuń
    11. Prawda trudno się wyrobić że wszystkim. Ważne, aby być systematycznym.

      Usuń
    12. Czasem jest ciężko, jak np. więcej pracy wpada lub po prostu się rozchoruję, jak ostatnio. :(

      Usuń
    13. Rozumiem, miałem coś podobnego w tym tygodniu. Przygotowywałem kolejne stanowisko do retro grania zabrało mi sporo czasu.

      Usuń
    14. A doba niestety się nie wydłuży. Tyle dobrego, że w przypadku zajęć hobbystycznych można sobie pewne rzeczy odłożyć na później i wrócić do nich na spokojnie potem, po nabraniu chwili oddechu, a także gdy jest więcej czasu oraz energii.

      Usuń
    15. Jakby trzeba było pisać zawodowo to był stres, czy człowiek się wyrobi. Możliwość rozkładania na bliżej nieokreśloną przyszłość jest błogosławieństwem.

      Usuń
    16. Dokładnie. Swoją drogą, pozwolę sobie wrócić do tematu gołębi. Ostatnio jak przechodziłam przez jezdnię wraz z innymi ludźmi, to nagle gołębie wzbiły się tam w górę tak, że poczułam się prawie jak w filmie Johna Woo. :D

      Usuń
    17. Dobry moment i kąt patrzenia, a scena z filmu sama powstaje.

      Usuń
  5. Kolejny ciekawy film, którego zupełnie nie pamiętam. Aż się krępuję coś tutaj pisać przez to moje luki. Podejrzewam, że film wart obejrzenia.

    Do Johna Woo obejętny stosunek mam. Raczej przerost formy nad treścią.

    Nie dałeś oceny opisywanego filmu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, to dobre pytanie. Zazwyczaj daje, ale robię wyjątki. Tutaj jakoś tak wypadło, że nie miałem jakiejś konkretnej oceny w głowie. Jednak jak się zastanowić to będzie 6.5/10. Ten pół punktu, bo to jednak istotny film w historii. Lecz w mojej ocenie wypadł przeciętnie.

      Usuń
    2. Ja bardzo wielu filmom daje 5-6 ocene, dlatego podaje procentową wartość, żeby zróżnicować.

      Usuń
    3. Ciekawa uwaga, a jak rozróżnić wewnętrzną pod skale, czyli powiedzmy 60% to średniak, a 64 lub 61% to co będzie?

      Usuń
  6. Co do pytania... Ja nie dałam rady skończyć "Wyboru Zofii", ludzie się tym zachwycają bo jakiś tam wątek romansu i oczywiście tragiczny wybór matki (krzywda dzieci świetnie się sprzedaje), a z punktu widzenia historyka ten film to niestety totalny bullshit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pierwszy raz tak się dzieje, że naciągają rzeczywistość do swoich potrzeb. Jeśli byłby to drobne kosmetyczne to pół biedy. A jak zmieniają np. rodzinę królewską z czasów Henryka VIII na murzynów itp. to się człowiek łapie za głowę.

      Usuń
    2. Tam są kwiatki typu polski profesor współodpowiedzialny za Holocaust - jedne z gorszych bredni i przekłamań. I mówię to jako osoba, którą ludzie o prawicowych poglądach nazwą totalnym lewakiem.

      Usuń
    3. No proszę, kolejne przekłamania. Pod względem historycznym powinno się uszanować stan rzeczywisty zamiast zmieniać pod określoną narrację ideologiczną.

      Usuń
    4. No niestety pieniądz nie śmierdzi...

      Usuń
    5. To prawda, za ich pomocą można praktycznie wszystko zmienić na życzenie.

      Usuń
  7. Kolejny film, którego nie widziałam, co można się domyśleć. Hmm przegadany nim się rozkręca, to nawet lubię :P, może do połowy obejrzę xD. Nie no pewnie jak już włączę, to będzie do końca. Wielu filmom, które mi nie podeszły, dałam szansę do ostatniej sceny. Podobnie mam z książkami. "Ale mnie to męczy... ale muszę wiedzieć, jak się skończy" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szansę zawsze warto dać. Gusta są różne i każdy może odebrać to inaczej. Staram się zwracać uwagę na szczegóły i je tak omówić żeby było jak najmniej moich przekonać, czy gustu. Może Tobie się akurat spodoba 😃

      Usuń

      Usuń
    2. Całkiem dobrze to robisz i zachęcać, by samemu sprawdzić te filmy, tylko znaleźć na wszystkie czas, kiedy trzeba Ci na tyle komentarzy odpisać xD (żartuję, komentuj komentuj)

      Usuń
    3. Na tym polega zabawa w prowadzeniu bloga. Pisze się ciągle i końca nie widać. Jest to spora odmiana w stosunku do poprzednich lat.

      Usuń
    4. Dawno temu blogi w ogóle inne zupełnie były

      Usuń
    5. Z całą pewnością. W końcu nie było YouTube, czy Twitch. A gdzieś ludzie chcieli się pokazać.

      Usuń
    6. W sumie bloguję od nastoletnich czasów i trochę tych blogów miałam. Czasem podoba mi się to, co jest teraz, czasem tęsknię za trochę innymi formami, ale cieszę się, że w ogóle blogi ciągle jeszcze żyją w erze szybkiego przewijania treści

      Usuń
    7. Nie każdy pędzi za nowościami. Jak komuś zależy na karierze to blog nie pomoże. Natomiast jak chce się to robić dla zabawy to wystarczy prowadzić bloga.

      Usuń
    8. Z drugiej strony tak już z punktu widzenia kariery, bo aktualnie prowadzę blogi bardziej pod sprzedaż książek i maskotek, to niby socialki lepsze, ale one ciągle się zmieniają, był popularny Facebook, zaraz się przerzucili na insta, potem na tt, na insta były zdjęcia, teraz tylko rolki mają szanse się wybić, ciągle coś się pojawia, coś znika... A blog sobie jest i z każdej socialki kieruję na niego jako właśnie takie stałe miejsce, gdzie można mnie znaleźć gdy jedna z innych rzeczy wygaśnie. Lepsza byłaby własna domena, ale nie stać mnie xD

      Usuń
    9. Warto dodać koszty jakie ponieść, aby zwiększyć zasięgi na Facebooku, czy innym serwisie społecznościowym. Za darmo to trudna droga. Z kolei własną domena opłaca się zakładać jak zaczną spływać jakieś pieniądze od wspierających. Czyli nigdy xD

      Usuń

Translate

Szukaj na tym blogu

Czytelnicy

O mnie

Moje zdjęcie
Na blogu znajdziecie obiektywne recenzje xD o mangach, anime i grach wideo, filmy i seriale. Dziele się swoimi spostrzeżeniami starając się promować wartościowe produkcje.

Kategorie