Recenzja anime Nekomonogatari: Kuro

Puk, puk. Kto tam? Loli wampirzyca z wielką kataną. Krew, bebechy i koniec… Tak można podsumować to co obejrzałem w dużym metaforycznym skrócie.

Nekomonogatari: Kuro to czwarty sezon jeśli oglądacie chronologicznie według fabuły, a nie premiery emisji. Podobnie jak ostatnio uprzedzam o spoilerach, bo nie da się napisać tego tekstu bez odniesień do poszczególnych wątków fabularnych.


Zacznę od tego, że moje spostrzeżenia dotyczące wypaczonego oceniania przez Koyomi. W drugim odcinku szanowny raczył okazać współczucie Kiss – Shot mimo tego co robiła. Czyli, co zrobiła? Oprócz oczywistych rzeczy nigdzie nie ujęto, czy zabiła kogokolwiek dla zabawy.

Natomiast podkreślono jej traumę po stracie bliskiej osoby i depresje, no ale spoko osądzajmy kogoś za to, że musiał przetrwać, a nie zdechł „szlachetnie” poświęcając się. Drażni to tym bardziej jeśli zda sobie człowiek sprawę jak ją okaleczono. Jednak dla niepoznaki ukryto to w humorystycznej scenie która ma to zakryć, bo co innego mieli w sumie zrobić.


No dobrze, następny punkt. Sezon ten składał się z zaledwie czterech odcinków, które co nieco wyjaśniły pewne fakty, które będą miały miejsce w kolejnej serii Bakemonogatari. Moje wrażenia, że przewodnicząca jest hmm, „wyjątkowa” też były trafione. Piękna i niebezpieczna, czyli podziękuję. Uzasadniono to w dość pokrętny sposób.

U podłoża całości była rodzina przewodniczącej, której się zupełnie nie kleiło. Oshino obwinił za wszystko Tsubasa, ale wierzę, że to tylko jego specyficzny sposób formułowanie myśli, bo jak można obwiniać dziecko? Ok, jako nastolatka mogła już swoje trzy grosze dołożyć, ale całą tą dramę zaczęli jej rodzice.


Sytuacja się zakończyła szczęśliwie i nie mam więcej do dodania, bo ten sezon póki co jest najsłabszy z kilku powodów. Scenografia jest wyraźniej słabsza niż w poprzednich seriach. Fabularnie też jakoś się szczególnie nie trzyma się kupy.

Nie staram się tu wytykać do końca spójności, a formy. Wrzucenie tu dwóch bloków komediowo – dramatycznych, bardzo, ale to bardzo się gryzły. Dyskusja o miłości w której Koyomi myli pożądanie ze zakochaniem, czy jego „cudowna” reakcja na to co się dzieje w domu przewodniczącej, były żałosne. Dobrze, że choć nie skończyły się czymś gorszym.


Nie zabrakło też typowo elementów ecchi, które dodano tylko po to, aby odhaczyć z listy rzeczy, które postanowiono wrzucić na siłę. Szczęśliwie od drugiego odcinka trochę wzięli za siebie i pokazali, że robienie nieszablonowych scen z dziwnymi przebitkami umieją wykonać na wysokim poziomie.

Tak właśnie prezentuje się Nekomonogatari: Kuro, które próbuje być wszystkim na raz. Tym razem formuła zawiodła. Podzielono poszczególne elementy w taki sposób, że zamiast stworzyć spójną całość to poszczególne elementy zaczęły przepychać się łokciami.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania