Czy
te oczy mogą kłamać? Możliwe, że tak, albo lepiej zakwestionować to lub
stwierdzić, że to kłamstwo. Jak będzie to się okaże w trakcie śledztwa.
Uwielbiam produkcję,
które skupiają się na fabule. Głębia i akcja to jest to, czego potrzebuję w
solidnej produkcji. Tak sądziłem, że będzie gdy włączałem L.A. Noire.
Tytuł ten w teorii posiada wszystko klimat z starych filmów gangsterskich.
Odpowiednie ramy czasowe, a mowa tu o Los Angeles z drugiej połowy lat 40-tych
XX w.
Warto wspomnieć o
dołożeniu starań przy wykonaniu realistycznych twarzy, które miały
odzwierciedlić najdrobniejsze zmiany nastroju rozmówcy. Mało tego śledztwa
posiadają niekiedy drugie dno.
Jednak najważniejszą
sprawą jest to, że od gracza zależy jak się skończą poszczególne śledztwa. Teraz
powinienem stwierdzić, że L.A. Noire
jest perełką wartą każdego grosza.
Niestety tak nie jest. Mając
okazję ograć takie tytuły jak Sherlock
Holmes: Crimes and Punishments, czy The
Devil's Daughter mogłem co najwyżej popatrzeć z politowaniem nad nieudolną
próbą stworzenia produkcji przygodowej, która pozwoli mi się wcielić w
detektywa.
Zacznę jednak od
początku. Kampania składa się z 21 misji fabularnych i ok. 42 pobocznych nie
łapcie mnie za słowo. Większość z zadań głównych to samodzielne historie.
Jednakowoż łączą się pewnymi klamrami.
Przykre jest to, że w
połowie gry dostaje człowiek mokrą szmatą w pysk, aby się dowiedzieć, że cały
czas się mylił. Błędy te nie należy rozumieć jako pomyłkę, czyli źle wykonane
zlecenie. Z tego też powodu, że po każdym śledztwie mogłem zostać pochwalony
lub ochrzaniony. Wszystko zależało od rezultatu.
A teraz wyobraźcie
sobie, że odkreślacie same udane akcje, a potem ktoś wylewa wam na głowę kubeł
zimnej wody. Nic przyjemnego. Rozumiem, że twórcom chodziło pokazanie czym jest
korupcje, władza absolutna itp.
Nie zmienia to faktu,
że raz zadany cios niesprawiedliwy bardzo boli. Dalej zaczynają się misje,
gdzie nawet nie musimy tropić sprawcy. Jedynym celem jest znaleźć poszlaki i
zebrać właściwe reakcje, o których napiszę później.
Dla sprawiedliwości
dziejowej napiszę, że były przypadki, gdzie mogłem oskarżyć o dane przestępstwo
podejrzanego. (Huura!) Szkoda tylko, że było to tylko 2 przypadki. W
pozostałych wychodziło to na zasadzie: ok., to ją zabiłem. Innymi słowy musiał
się przyznać.
Same śledztwa polegały
na tym samym. Trzeba było znaleźć poszlaki, które znajdowały się na miejscu
zbrodni. Pad wibrował, a z głośników dobiegał sygnał dźwiękowy. Bez tego nie
dało się znaleźć większości dowodów.
Ważna niekiedy też była
kolejność odwiedzanych miejsc. Jeśli zebrałem wszystkie poszlaki to miałem do
dyspozycji więcej opcji dialogowych.
Tutaj muszę zawadzić o
budowę świata. L.A. Noire jest swego rodzaju piaskownicą. Jedynie co można na
niej robić oprócz wykonywania misji jest odkrywania historycznych lokacji. Smaczek
całkiem do rzeczy, bo lubuje się w treściach tego typu. Nie uwierzycie jakie
było moje zaskoczenie, gdy w jednej zagadce trzeba było je wykorzystać.
Czytałem pilnie co
przeciwnik miał do przekazania i szukałem na mapie miejsc pasujących. Niestety
parę z nich były zlokalizowane w nieodkrytej do tej pory części miasta. Gdyby
nie to, że zaimplementowano podpowiedzi, a raczej auto odpowiedzi to zmuszony
byłbym do skorzystania z Lets play na Yt.
Hylę czoło przed tak
„genialnymi” łamigłówkami. Baboli było znacznie więcej. Zacznę od słynnych
twarzy. Szczerze? To mogli mieć oni na sobie maski i nie byłoby żadnej różnicy
dla rozgrywki.
Fakt, były zabawne, a
nie raz i pokraczne. Efektem dodania ich to L.A. Noire było stworzenie kontrastu. Bardzo brzydkiego otoczenia i
tego mimo wszystko ciekawego efektu graficznego. Dalej, nie raz, nie dwa przesłuchiwany
potrafi się przyznać, aby po chwili zaprzeczyć temu co mówił.
Innym absurdem jest to,
że mimo weryfikacji podanych faktów i potwierdzenia przez świadków danych
wydarzeń trzeba je zakwestionować zeznania, aby uzyskać właściwą reakcję. Logiczne
prawda? (Jak coś to było pytanie retoryczne).
Nie raz nie dwa,
winowajcy pojawiali się na sam koniec, a biedny detektyw miał się domyśleć, że
to ta, a nie inna osoba jest winna. Nic tylko siąść i płakać. Na szczęście to
marne śledztwa ratowały koła do publiczności.
Dzięki nim dało się
usunąć zły wybór lub zobaczyć, który jest tym właściwym. Nie można tego używać
non stop dlatego trzeba wykonywać zadania poboczne. Większość z nich polegała
na zabiciu podejrzanych.
Podobnie było z
rozgrywką. Lwia część kampanii to przygotówka. Dopiero na koniec broń zaczyna
odgrywać większą role, a tak strzelałem na side q i w oskryptowanych momentach.
Ogrywałem grę na padzie i od razu uprzedzam, że nie macie co liczyć na jakieś
wspomaganie. Trzeba wykazać się swoimi umiejętnościami.
Przejdę teraz do samej
fabuły. Zaliczyłbym ją do starego dobrego kina i to jest mocna strona tego
tytułu. Zwroty akcji są, a rasizm i uprzedzenia na tle politycznym, czy światopoglądowym
stoją na porządku dziennym.
Generalnie dziś ta gra
byłaby okrzyknięta propagatorem mowy nienawiści i dowodem okrucieństwa policji
wobec afro amerykanów. Za to należy się szacunek, że podeszli do tematu
solidnie i nie cackali się w poprawność polityczną.
W L.A. Noire miałem dwa cele z czego ten pierwszy był nieprzyjemny,
tak jak pisałem wyżej natomiast drugi już uznać mogę za zadawalający. Raz, że
odeszli od klasycznego nazwijmy podejścia, a dwa, że nie będzie
kontynuacji.
Co do istotniejszych
elementów fabularnych to są partnerzy służbowi z kórymi protagonista pracuje.
Ich rozmowy są naprawdę błyskotliwe i co awans wyżej tym gorsi się pokazywali. Z
innej beczki jeden z nich jest polakiem. O dziwo, w samej grze spotka się dość
często nazwiska polskojęzyczne.
I
tak wygląda L.A. Noire gra inspirująca do symulatora. Niestety jest dość
nierówna, a do tego wymaga dopracowania przesłuchań, tak aby nie liczyć na
fart. Bo ten wielokrotnie bardzie się przydawał niż analiza dowodów i zeznań
świadków. Moja ocena 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz