Recenzja Styx: Shards of Darkness

Cicho, cicho, no, już prawie, o nie, jednak nie wyszło. Często tego typu myśli przychodzą nam do głowy, kiedy gramy w staroszkolne skradanki.


Branża przyzwyczaiła nas do gier "trzymających za rączkę", które nie dopuszczają do tego, abyśmy się przypadkiem "zdenerwowali" i cisneli w kąt padem lub tym co mamy pod ręką. Na szczęście są jeszcze studia, które mają to gdzieś i rzucają nas na głęboką wodę. Sprawdźmy czy Styx: Shards of Darkness wydany przez Focus Home Interactive dał radę.

I'll be back

Na samym początku wspomnę tylko, że jeśli nie graliście w pierwszą część, nic nie tracicie. Obie gry opowiadają osobne historie, które nie są ze sobą powiązane. A teraz przejdźmy do głównego tematu. Fabuła w Shards of Darkness nie porywa, bo w sumie czemu by miała? Początkowo naszym celem jest zdobyć berło dla łowców goblinów. Dość szybko dociera się do "zamówionego" przedmiotu, by wpaść w spore kłopoty. Naszym celem jest odegrać się na pewnym elfie, który pokrzyżował nasze plany. Generalnie z tej produkcji zapamiętacie jedynie głównego bohatera, który nie ukrywa jaki jest. Reszta postaci to jedynie tło i pretekst w powtarzalnych misjach, a nawet całych mapach. W czasie przechodzenia kampanii będziemy mieli różnorakie wątki: polityczne, rasistowskie i religijne. Wszystkie te elementy są tu w miarę luźno i sztampowo potraktowane, ale jak na budżetowy tytuł w zupełności to wystarczy.


You talking to me?!       

Całą grę przeszedłem na poziomie "goblin" (musiałem się pochwalić), czyli na przedostatnim poziomie trudności. Powiem wam, że choć Styx: Shards of Darkness nie jest "piaskownicą", to poczułem się jakbym grał w produkcję z otwartym światem. Pewnie ktoś z was zapyta, a co ma piernik do wiatraka? Powiem wam, że więcej niż wam się wydaje. Każda z misji prowadzi do jednego celu (z grubsza mówiąc). Jednakowoż możemy dotrzeć tam różnymi drogami i dzięki temu zabawa sie nie nudzi nawet po 20 godzinach gry. Twórcy Styxa, Cyanide Studio, zaprojektowało oczywiście domyślną drogę, ale też takie, które trzeba samemu znaleźć, co daje pole do popisu dla miłośników skradania się. Na poszczególnych poziomach, a jest ich łącznie dziewięć, sporo czasu spędzimy na platformach. Trzeba wysilić dobrze wzrok, bo główny bohater nie ma żadnych specjalnych umiejętności (no w sumie ma jakieś, ale dopiero jak się je odblokuje, a z tym trochę zejdzie), przez co w ciemnościach można się zgubić. Nie jest to jakoś szczególnie uciążliwe, lecz jednak przeszkadza.


Wiesz, że grając stopami nie dostaniesz osiągnięcia?    

W samej grze nie zabraknie rzemiosła (tł. crafting) i rozwoju postaci. Zacznę od tego drugiego, ulepszania protagonisty. Mamy do dyspozycji kilka drzewek umiejętności, takich jak: drzewko rozwoju alchemii czy umiejętności skrytobójcy. Łącznie jest ich pięć, z czego przydają się tylko te odpowiadające za umiejętności skradania się i używania mikstur. Punkty doświadczenia przyznawane są zależne od tego, jakie wyniki w grze osiągamy, czyli czy przeszliśmy niezauważeni lub zmieściliśmy się w określonym czasie. Co do tworzenia przedmiotów, sprawa jest prosta. Zbieramy surowce, a następnie wyrabiamy itemy, które są nam potrzebne, jak np. eliksir życia, amber czy wytrychy.

A jak wygląda sytuacja z przeciwnikami? Z tym nie jest za dobrze, ich inteligencja nie jest zbyt "równa".  Raz potrafią wywąchać Styxa ze sporej odległości, mowa tu o krasnoludach, którzy się specjalizują w tego typu umiejętnościach, a innym razem mijają protagonistę bez słowa, lecz są to rzadsze sytuacje. Oczywiście, oprócz brodatych mamy też elfy i ludzi. Różnice polegają jedynie na reakcji na zgaszenie światła czy odnalezienie "nieprzytomnego" towarzysza. Są to tak kosmetyczne rzeczy, że nie warto poświęcać im miejsca w tym tekście. SI pochwalić można za to, że gdy tylko zacznie za nami pościg, dokładnie sprawdza potencjalne kryjówki. Z tego też powodu lepiej darować sobie najbliższe koszyki lub szafy. Wadą z kolei jest to, że wrogowie dość szybko tracą nami zainteresowanie. Wystarczy zejść im z oczu, a ujmując rzecz jaśniej, znaleźć lokalizację miejsca, gdzie nie są w stanie dojść i mamy spokój. Po tego typu akcjach zauważyłem błąd w skrypcie, Npc nie potrafiło wrócić na swoją ścieżkę, po której przed chwilą chodziło.


Błędy jakie są, każdy widzi!     

Styx: Shards of Darkness przeszedłem na swoim poczciwym pięcioletnim komputerze, na wysokich ustawieniach graficznych. Przez cały czas gra zachowywała płynną stabilność, co należy pochwalić, bo dość często słyszy się o jakiś kiepskich portach z konsol. Tutaj mamy wyjątek. Styx ma co prawda pewne wady, ale bardzo nikłe, np. doczytywanie się tekstur. Jednak nie ma się czego wstydzić, bo są to tylko drobnostki. Nim przejdę do podsumowania, napiszę parę słów o aspektach audiowizualnych.


Jest dobrze, ale...

Pod względem graficznym gra wciąż przypomina mi swój pierwowzór z 2014 r. Klimat jest, i owszem, lecz wrażenia większego nie robi, jest najzwyczajniej w świecie przeciętny. Muzyka także nie wybija się na pierwszy plan. A efekty dźwiękowe, które odgrywają tu dość spore znaczenie, no cóż... Równie dobrze można grać z wyłączonym dźwiękiem i nie odczuje się różnicy.

Czy warto kupić Styx: Shards of Darkness? Jest to dobra kontynuacja, która pod wieloma względami bije swoją poprzedniczkę. To co ujęło mnie w grze, to przełamywanie trzeciej ściany, kiedy Styx bezpośrednio zwraca się do nas. Dodam jeszcze, że easter eggi sypią się jak obietnice w czasie wyborów i przez to każdy ma się z czego pośmiać.

A jak wy odbieracie Styxa? Dowcipniś z niewyparzoną gębą czy zwykły zbir?

Nie zapomnijcie o laikach i o komentarzach, które zawsze są mile widziane ;p        
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania