Bomberman 64

Końcówka lat 90-tych była naprawdę niezwykła, a do tego tak wielowymiarowa.

Tak sobie pomyślałem, co by było jakby do Mario 64 dodać bomby? A wszystko to okrasić środowiskiem 3d? To byłoby coś! Wtenczas przeglądając gry na półce zobaczyłem odpowiedź, a był to Boberman64.


Heheszki na bok, a tak na poważnie doskonale wiedziałem, że będzie to naprawdę dobry tytuł na najbliższe parę wieczorów. Wstęp jak przeczytaliście nie był przypadkowy, bo jak mogłoby być inaczej.

Ostanie lata poprzedniego stulecie obfitowały w najróżniejsze ryzykowne pomysły. Tak przynajmniej dziś z perspektywy czasu można je spostrzegać. Jednak tym razem okazał się to strzał w dziesiątkę.

Bamberman 64 podobnie jak inne tytuły, które wychodziły w tamtym czasie został przeniesiony na kolejny poziom, ma się rozumieć. Pierwsze kroki to przyswojenie zasad, jakimi się rządzi ten świat. Fundament okazał się solidny i to za co się pokochało poprzednie odsłony dalej funkcjonowało. Jednak zmiany, jakie wprowadzono wymusiły zmiany swoich nawyków.


Pierwsza i najważniejsza rzecz: najgroźniejszym przeciwnikiem jest sam gracz. Brzmi to dość przekornie, a jednak tak jest. Najczęściej ginąłem od bomb, które miały trafić do przeciwników. Zmiana perspektywy zachęciła do innej oceny odległości i samego zasięgu ładunków wybuchowych.

Skoro przy nich jestem.... Wraz z kolejnymi planszami pojawiają się najróżniejsze ich wersje różniące się od siebie zasięgiem, destrukcją (auto lub manual) itp. Wszystko to odkrawałem wraz z radosną i niczym nieposkromioną demolką. Jednak niektórych mechanik uczy Altaïr (ibn La’Ahad) wybaczcie nie mogłem powstrzymać.

Całość zabawy to platformówka/ łamigłówka, w której trzeba dostać się do wskazanego celu. Po kilku rundach czeka boss, a tuż po nim w pod niedużym kolejny. Wędrując po pięciu światach mogłem na różne sposoby wykorzystać poznane mechaniki. Przeciwnicy nie pozwalali się nudzić, a wraz z kolejnym poziomem pojawiał się inny cud natury.


Eksploracja światów też nie raz zaskoczyła mnie swoją oryginalnością. Raz można spaść, a innym razem zleci się na inną platformę i ominie połowę mapy. Kamera po raz kolejny lubi płatać figle. Ewentualnie sami twórcy bawią się z graczami i wprowadzają ich w ślepy zaułek.

Powinienem coś więcej napisać o rozgrywce. Walki z mobami nie są trudne same w sobie. Jeśli się przegra to jedynie z własnej nieuwagi. Nie zmienia to faktu, że zachowania przeciwników są naprawdę różnorodne i wymagają przystosowania się do nich. Ukształtowanie lokacji dodatkowo wymusza odpowiednią reakcję.

Dopiero przy bossach zaczyna się prawdziwa gimnastyka dla poczciwych padów, które już swoje lata mają. Szefowie to całkiem osobna liga, a każdy mecz to wyzwanie. Nie zrobiono ich na jedno kopyto lub w oparciu o poznane zagrania. Trzeba swoje odbębnić i nauczyć się ich zachowań. Pierwsze bossowie nie utrzymały mnie długo (tylko wyrzuciły do lawy). Dopiero w drugiej połowie zaczynają się schody.


Graficznie Boberman 64 dobrze się zestarzał. Nie wiele trzeba było w nim zmieniać, aby i dziś zadowolić co wybredniejszych graczy. Modele co prawdę już trochę trącą myszką, ale wciąż zachowały swój niepowtarzalny urok. Podobnie sytuacja ma się z muzyką, która urozmaica czas spędzony w czasie kampanii.

Pisze i pisze, lecz mam też swoje zastrzeżenia. Co do minusów to wspomnę o reakcji pada. W przypadku ruchu jest spoko, ale podnoszenie bomb jest ciut upierdliwe. Nie wiem, czy to kwestia kontrolera, czy rozwiązania, jakie dodano do gry. Innym upierdliwym elementem to zaliczanie eksplozji. System nie raz, nie dwa faworyzował przeciwników i równolegle karał mnie.

Zasięg jaki był pokazywany widoczny gołym okiem wykazywał na to, że boss wyszedł w zasięg rażenie, ale co tam zakrywamy oczy i będzie już cacy. Jakoś ta zasada nie działała w drugą stronę i trzeba było zacząć zabawę od nowa.


Podsumowujmy, czy warto zagrać w Bomberman 64? Mam mieszane uczucia, z jednej strony gra całkiem nieźle się zestarzała, a jej projekt naprawdę pięknie oddaje początek ery 3d. Z drugiej strony pewne niespodzianki w ocenie i tym samym zaliczeniu wygranej walki może wytrącić z równowagi nie jednego. Nie pisałem nic o fabule, o ile ona tam jest to nic nie wnosi do zabawy. Bardziej skupiłbym się na odnalezieniu złotych płytek, a może to kary? Ostatecznie zalet wydaje się więcej, lecz wszystko to zależy jak odbierzecie poziom trudności, jaki jest tu oferowany. Ocenę zostawiam otwartą.
Udostępnij:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania