Pamiętaj, aby dzień święty oglądać anime ( Eiga Yuru Camp, to sztuka, czy kit?)

Drugi tekst z rzędu? Niesamowite, idzie coś zgodnie z planem! Nie przedłużając dłużej zapraszam do lektury.

Beztroski kemping to jedno z moich ulubionych anime. Rozpoczął się właśnie trzeci sezon. Jednak nim za niego zabiorę to pomyślałem, o czymś innym. Parę lat temu, a dokładnie w 2022 r. miał premierę Eiga Yuru Camp.


Powiem wam otwarcie, że jest to najprawdziwsza laurka dla tej serii. Nawiązania sypią się jak z rękawa. Nie są jednak niezbędne do czerpania wszelkiej radości z seansu. Trzeba mieć jedynie na uwadze ile człowieka minie jak nie zauważy istotnych faktów. W niektórych momentach zacznie się to prezentować trochę dziwnie. Po co, te zbliżenia? Czemu poświęcają czas antenowy na mało istotne sprawy itp.

Nie zrozumcie mnie źle, wszystkie uwagi powyżej będą zauważane dla fanów Yuru Camp. Reszta z was penie machnie na to ręką i będzie dalej oglądać. No dobrze teraz trochę o fabule, bo jest to na swój sposób nie lada gratka.

Akcja rozgrywa się już dobre parę lat po zakończeniu szkoły średniej. Milusińskie są już dorosłymi pannami. Jak one szybko dorastają (chlip). To co szczególnie przykuło moją uwagę było poprowadzenie fabuły tak, aby wszystkie się spotkały. Było to trochę dziwne widząc jak Rin się ingeruje zresztą paczki.


Nie miało to jakiegokolwiek wpływu na odbiór Eiga Yuru Camp. Wszelkie relacje między dziewczynami wciąż były przepełnione magią życzliwości i przyjaźni. Zwróciłbym tutaj waszą uwagę na członków rodzinny protagonistek. Tutaj dokonały się znacznie większe zmiany i niekiedy zostałem zaskoczony. Musiałem się nawet zastanowić, ale kto to jest​?

Fabuła natomiast jest jak zwykle ściśle powiązana z wyjazdami na pola kempingowe. Zgadliście, miejsce centralne zajmuje nieśmiertelna góra Fudżi. Żeby nie było samo biwakowanie przez nasze dziewczynki zajęło drugie miejsce, a skupiono się na tworzeniu nowej atrakcji turystycznej. 

W ramach urozmaicenia od przygotowania pola namiotowego pokazano co nieco życia prywatnego. Tutaj muszę wstawić minusa za nie poświęcenie jednakowo czasu dla każdej z przyjaciółek. Po tym zabiegu łatwo było określić kto gra pierwsze skrzypce, a kto jest bardziej na doczepkę.


Nie brakuje też szczególnych momentów w których ma się wrażenie jakby się tam było. Wszelkie ujęcia mieszkań są wprost magiczne. Jak to mawiał klasyk w życiu są piękne tylko chwile. Zaprawdę jest w tym ziarnko prawdy.

Omawiane anime dalej też bardzo efektywnie promuje aktywny tryb życia za co należy się pochwała. Skoro przy tym jestem to zaprezentowano znacznie więcej sprzętu i odnoszę wrażenie, że znacznie wyższej klasy. Są to jednak tylko wrażenia, a niż jakieś twierdzenie. Do kompletu edukacyjnego wraca narrator tłumaczący w bardzo przystępny sposób aktywności kempingowe.

Oczywiście jakby mogło być inaczej miłość do jedzenia jest niezmienna. Wszelkie zachwyty były na miejscu. Jedyne co mnie zmartwiło jak często Chiaki sięgała po alkohol. Niestety jakoś na to szczególnie nikt nie zwraca uwagi i przechodzi do codzienności.


Kolejna wydarzenia to już w sumie kontynuacja samych prac i wszystkim co się wiąże. Nie zabraknie kolejnych zakręconych momentów, ale pisanie o nich byłoby psucie zabawy tym co nie oglądali.

Podsumowujmy Eiga Yuru Camp to najprawdziwszy prezent dla tych co polubili tą jakże uspokajające anime. Technicznie to wciąż wyższa półka, ale bez fajerwerków. Wszelkie ograniczenia będą zauważalne dla każdego otaku. Natomiast to co jeszcze bardziej błyszczy to klimat, atmosfera i humor. Ocenę zostawiam otwartą, bo dla jednych będzie to murowana dyszka, a inni mogą nieco zaniżyć. Ja sam bardziej przechylam się do wyższej oceny.
Udostępnij:

Manga vs anime, czyli co wypada lepiej (Iruma w szkole demonów od t.1 - t.10)

Manga, czy anime, a może książka? Od czego zacząć, co da lepsze doświadczenie gdy się sięga po nową serie? I czy w końcu przewodnicząca zdobędzie serce Irumy? Na te inne absurdalne pytania odpowie tekst poniżej, chyba...

Trochę minęło jak ostatnio napisałem coś na tym blogu. Nie liczę w to ostatniego ogłoszenia parafialnego. Wracając do rzeczy, w tym tekście wrócę do przeszłości i zmierzę się z materiałem źródłowych Iruma w szkole demonów.


Zacznę od czegoś może najmniej spodziewanego. Mowa tu oczywiście o tłumaczeniu wykonanemu przez różnych tłumaczy. Generalnie język jest naprawdę barwny i oddaje to co chciał przekazać autor.

Jedynie gdzie nigdzie doszukałem się pewnych nieścisłości. Odniosę się do tego najbardziej istotnego. W pewnej sytuacji Iruma używa słowa przyjaciel, które było całkowicie obce w tym świecie. Szybko jednak bez większego zastanowienia ponownie przywołano ten zwrot grzecznościowy przez jednego z profesorów. To jak w końcu z tym jest?

Co do bardziej istotnych elementów to całkiem inny odbiór tej samej fabuły. Zabrzmi to może dość nie logicznie, ale tempo jest jakieś inne. Dopiero teraz mogłem na spokojnie przyjrzeć się bohaterom.


Naprawdę zostałem zaskoczony jak można odkryć ta samą historie raz jeszcze. W samej mandze autor inaczej położył akcenty na to co on uznał za istotne dla swojego dzieła. Mimo, że jest to jak najbardziej szkolne anime w iskai settingu to wszystko jest rozłożone jak w każdej fabule tego typu. Jedynie gdzie nigdzie coś podkręcono, aby pokazać różnice. Nawet nieudolne podrywy Clary są jakieś bardziej urocze w swojej niezdarności. A wszystko to poprzez zmianie tempa.  

Jeśli miałbym czegoś się czepić to za mało poświęcono miejsca Kirie. Ledwie pokazano jego przeszłość. Było to leniwe mignięcie w porównaniu z anime. Wielka szkoda, bo bez tego trudniej zrozumieć jego motywacje i dalsze działania.

Warto się pochylić nad częścią techniczną. Poszczególny kadry są naprawdę przepiękne, idealnie wspomagają poszczególne przygody naszych milusińskich. Wypełnione byłyone  dynamiką i dość spora szczegółowością tam, gdzie było to konieczne.


Równolegle zwrócił na siebie uwagę pewien szkopuł. Nie mogłem do końca docenić momentów w których pojawiają się co zabawniejsze momenty. Jest lekcja na przyszłość, najpierw manga potem anime. No wiecie, aby mieć lepszy wrażenia!

Wspomniałem wyżej o lepszym obcowaniu z poszczególnymi bohaterami, Powiem wam szczerze, że dopiero teraz zrozumiałem jak Opera nie został należycie doceniona. Mimo, że zachowuje powagę przez większość czasu pozwala sobie niekiedy na coś więcej. Potrzebuje do tego odpowiedniej motywacji.

Na koniec jeszcze przypomniała mi się pewna nieścisłość. Oficjalnie ludzie nie istnieją, a są jedynie czymś w rodzaju stworzeń z legend. Natomiast jakieś wąskie grono zdaje sobie sprawę z ich istnienia. Nie przeszkadza to jednak byciem najlepszym rarytasem do jedzenia. W takim wypadku, gdzie leży nieścisłość w tej całości?


Podsumowujmy, czy warto sięgnąć po mangę, po obejrzeniu anime? Dla samego przypomnienia można. Poszczególne postacie potrafią się niekiedy nieco różnic od siebie względem adaptacji. Inne tempo pozwala zauważyć nowe elementy, które gdzieś tam umknęły w czasie seansu. W dodatku trafiają się ładne kwiatki w tłumaczeniu, co jeszcze potęguje odbiór materiału źródłowego. Ocena końcowa 7.5/10






Udostępnij:

Ogłoszenie parafialne (numer któryś tam, no mniejsza...)

 Siemaneczko, uszanowano wszystkim 

W ostatnich tygodniach nie publikowałem nic. Pragnę za to serdecznie przeprosić tych co czekali na jakieś nowe posty. 

Fakt, że na blogu jest cicho nie oznacza jakiejś większej przerwy. Pracuje obecnie nad kilkoma projektami. Normlanie zabrzmiało to tak poważnie ; ] 

Pierwszy projekcik to Bomberman 64 na Nintendo 64. Śmiało mogę napisać: lata mijają, a gra wciąż jest grywalna. Kto jeszcze pamięta, czym się charakteryzowała druga polowa lat 90-tych ten jeszcze bardziej doceni trójwymiar jaki tam użyto. Prawdziwa poezja!   

Kolejny tekst będzie poświęcony serii mang Iruma w szkole demonów. Zapraszam do recenzji anime kliknijcie wyżej w tytuł komiksu. Wziąłem jeszcze raz na warsztat tą pozycję, bo czytanie mangi jest czymś co mógłbym porównać z wejściem na wyższy poziom obcowania z japońską kulturą. 

Przed ostatnią rzeczą, o której chcę was poinformować to pojawienie się mini serii kulinarnej. Zaopatrzyłem się w spora liczbę artykułów spożywczych jakie można dostać w dalekiej Azji (patrz. Japonia, Korea). Będzie to coś w rodzaju recenzji, a bardziej podzielenia się wrażeniami, czy rzeczywiście jest to takie smaczne jak sobie człowiek wyobraża. 

Na koniec zaś pragnę się pochwalić czymś, co mnie dziś naprawdę zaskoczyło. Zostałem dostrzeżony przez Cd-Action. Informacje o moim blogu trafiły do artykułu: Najlepsze blogi o grach komputerowych. Czuję się wyróżniony :D Dało mi to naprawdę sporego kopa energicznego do dalszej pracy. 

To jednak nie koniec niespodzianek. Uniwersytet Warszawski uznał również moje teksty za wartościowe. Wynikiem tego jest użycie fragmentu recki: Ijiranaide, Nagatoro-san natomiast do samej strony UW odsyłałem tutaj.


Dzięki za uwagę, papatki :D

Udostępnij:

Życzenia wielkanocne 😁

Z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych:

 Życzę Wam by na tę Wielkanoc robotę w kuchni odwalił za Was zając, baranek potem posprzątał stoły, a żeby Tobie zostały tylko obżarstwo i pierdoły!



Udostępnij:

Co ty wiesz o swoim dziadku? (Na pewno więcej niż on, recenzja z przymrużeniem oka)

Jest niedziela, dzień święty święcić i z Bogiem. Co powiecie na ciąg dalszy komediowych atrakcji między ojcami, a synami? Dorzucę do tego dziadka i będziemy umówieni.

Kino upada naprawdę srogo na dół bez jakiejś refleksji. Niech za przykład pójdzie: Co wiesz o swoim dziadku z Robertem De Niro w roli niegrzecznego nestora. Do tego duetu dołączymy kogoś młodszego, bo skoro jest senior to musi być i wnuk. Niech będzie to Zac Efron nada się jak każdy inny.


Wydawało się, że źle nie będzie, bo nazwisko De Niro powinno być gwarantem jakości. Początkowo wszystko się zaczyna całkiem dobrze w tle leci Time in a bottle śpiewanej przez Jim Croce. Co może pójść nie tak?

Wieźcie mi bardzo dużo. Poziom tego filmu jest tak niski, że aż śmieszny. Nie będzie to jakiś głębszych przemyśleń, czy czegokolwiek w tym stylu. Generalnie jest to Kac Vegas w wersji rodzinnej potęgowany na jeszcze wyższy poziom.

Oglądając ten obraz zastanawiałem się jak brak tytułowego dziadka wpłynąłby na to co się już nie od zobaczy. Z innym aktorem mniej znanym na pewno nie wywołało takiego szoku. Kompilacja tej melanżowej przygody był naprawdę sporego kalibru.


Spokojnie można powiedzieć, że wszystko było obliczone na szok jaki miało wywołać. O dziwo jest w tym wszystkim jakaś fabuła z morałem. Dodano na zasadzie skoro jest to trzeba jakoś domknąć ją.

Krótka notka, aby nakreślić co dziadzio z wnusiem. Dick Kelly wdowiec przeżywa śmierć swojej żony. Prosi Jansona, aby ten zwiózł go na Florydę. Kończy się to wielką imprezą. Miała to być zadość uczernienie i nauka młodego pokolenia, co jest tak naprawdę ważne w życiu.

Dość dobrze to brzmi na papierze, a tak naprawdę prowadzi do czegoś całkiem innego. Powiedzieć można do sporych kłopotów, które z sporym prawdopodobieństwem finał znalazłyby w pierdlu.


Ilość wulgaryzmów w najróżniejszych formach robi wrażenie. Jeśli więc chce się totalnie odmóżdżyć to jest to dobra propozycja. Co jeszcze dołożyć do tej kompilacji? O dziwo, coś dobrego mogę napisać, normalnie szok. Cenzura jaka szaleje od wielu lat praktycznie tutaj nie istnieje.

Jadą praktycznie po wszystkim i po wszystkich. Nikt nie jest wstanie uciec od wszechobecnego żartu. Warto jeszcze pochwalić osoby pracujące nad tłumaczeniem polskim. Nie starali się w żaden sposób ugrzecznić języka. Zważając na to jak dużo pada tam łaciny ulicznej to naprawdę wymagało niezłej gimnastyki, aby oddać oryginalną treść.

Podsumowujmy, reżyser zaoferował wyjątkowo głupkowatą produkcję będącą jednym wielkim... na właśnie czym? Osobiście powiedziałbym, pomyłką! Jeśli już ktoś szuka dobrego filmu, gdzie starsi uczą młodych jak się stać mężczyzną poleciłbym nieco starszy tytuł. Zapach kobiety z Al Pacino wcielającego się w pułkownika na emeryturze. Ocena końcowa 4/10.

Udostępnij:

Wykapany ojciec, czyli to nie moje dziecko (Recenzja z przymrużeniem oka)

Idzie weekend i pomyślałem, a może jakąś komedie na początek? Co w sumie innego można zrobić jak przyjdzie wieczór? Rozluźnić się i zacząć cieszyć się tym co się ma.

Pisząc o filmach warto mieć polubione na Yt profile, gdzie są omawiane najróżniejsze produkcje. Nigdy nie wiadomo, co może się trafić. Ku mej radości trafiłem na Wykapanego ojca z 2013 r. W dobie problemów demograficznych produkcja ta wpasowuje wprost idealnie. Poznajcie Davida Wozniaka, syna polskiego emigranta Mikołaja.


Nasz dzielny protagonista z pozoru niczym się nie wyróżnia. Można rzec, że jest dość mierny, ale wierny. Spotyka, go coś niezwykłego. Otóż ma 533 dzieci z czego 143 chce poznać jego tożsamość. Jak widzicie dość dobrze się zaczyna ta podróż przepełniona najróżniejszymi perypetiami.

Mimo ograniczenia tej wielkiej gromady do stu paru ludzi jest to i tak jest przytłaczająca. Wszystko jednak zostało tak poprowadzone, aby nie pootwierać pętel nieskończonych wątków, których nie będzie wstanie zamknąć scenarzysta.

Nie zabrakło tutaj też pewnego przesłania w tym jakże słodko gorzkim dziele. Trzeba pamiętać, że źródłem każdej komedii jest dramat. No dobrze, a teraz jak się to przedstawia w rzeczywistości.


Nie będę jakoś owijał w bawełnę, co do rozwoju wydarzeń. Akcja naprawdę jest mało wciągająca. Spoglądało się na przemianę protagonisty z pewną dozą zainteresowania. David nie był w sumie jakiś szczególnie dobrze napisany. Dopiero jak się dało mu szanse można było dostrzec jego złożoność.

Jego rodzina i przyjaciele lepiej o nim opowiadają niż on sam. Poleciłbym tym co zdecydują się obejrzeć tą produkcje skupić właśnie na nich. Żeby nie było za nudno dochodzi pewien element sensacji. Nie będzie to jakiś szczególnie ważny, a jedynie ma za zadanie podgrzać atmosferę.

Wszystko jednak nabiera rumieńców w momencie całkowitej przemiany głównego bohatera. Schemat jak już pewnie zauważyliście jest dość przewidywalny i wraz z kolejnymi dziećmi wszystko to się łączy się w całość.


Humor, komedia, zupełnie do manie nie przemawiały. Nie byłem wstanie ani razu się szczerze zaśmiać z głupotek jakie się tam odczyniały.  

Miało to bardziej lekkie zabarwienie z dość sugestywnymi scenami. Miały one dosłownie uświadomić widza co do gatunku filmu. Mimo szczerych chęci nie byłem wstanie zarazić się tym żartem. Koniec, końców zaliczono szczęśliwe zakończenie. Zdziwiłbym się jakby było inaczej.

Podsumujmy, Wykapany ojciec to lekki tytuł przepełniony jak to ktoś ujął propagandą o zakładaniu rodziny itp. Sam wydźwięk jest jak najbardziej pozytywny. Jeśli podejdzie się do tego filmu z pewna doza zaciekawienia i z myślą, a co tam! Warto obejrzeć produkcje o polkach za oceanem. Ocena końcowa 7/10.
Udostępnij:

Translate

Czytelnicy

Wyświetlania