W tą środę wbrew temu co by się wydawało nie pokaże się druga część recenzji Death Stranding. Miała być to niespodzianka i tak też będzie. Na warsztat lecie jedno lepszych anime tego roku Solo Leveling sezon 2.
Pierwsze dwa odcinki to mocne wejście w drugi sezon Solo Leveling. Twórcy się nie patyczkują i wrzucają głównego protagonistę do czerwonej bramy. Dla przypomnienia jest to instancja na wyższym poziomie trudności.
Oprócz tego w wielkim skrócie wspomniano o wydarzeniach z pierwszej części. Dla tych co nie mieli okazję się zapoznać zapraszam to tej recenzji Klik. Wracając do fabuły. Tempo wciąż jest bardzo szybkie i praktycznie nie tracą czas na wszelkiego rodzaju wypełniacze. Główny czas antenowy skupia się na Jin-Woo Sung.
Walki, które są najwyższym priorytetem w tym anime wykonano wyśmienicie. Nie poszli animatorzy na skróty i wszelkie momenty zaprezentowane tak, aby widzowie czuli co oglądają. Całość potęguje jak zwykle dobra gra aktorska i przekonywujące wrzaski będące nieodłączną częścią takich serii.
Walka z pierwszym istotnym przeciwnikiem była pokazem przemyślnej taktyki z wykorzystaniem nowej karty atutowej, która zmieniała układ sił na polu walki. Z koeli w świecie rzeczywistym pojawił się znaczący przeciwnik klasy S. Jednak uprzedzając pewne fakty dodano go tylko dla hecy. Na swoje pięć minut będzie musiał poczekać.
W trzecim odcinku rozłożono akcenty na kilka wątków. Ten najważniejszy dalej skupia się na rozwoju protagonisty. Natomiast pozostałe przedstawiają wątki obyczajowe. Nazwałbym to próba wypełniania tej historii i oderwaniem od potyczek jakie się rozgrywają przez większość seansu.
Kolejne odcinki czwarty i piąty przeszły na nieco wolniejsze tempo. Wbrew opiniom jakie są necie. Solo Leveling nie skupia się wyłącznie na walce. Akcja jaka się rozgrywa poza lochami skupia się w większości na pokazaniu działań topowych gildii. Nieco bardziej intymnym, czy też prywatnym życiu, czy odnalezienie leku dla matki Jin-Woo Sung.
Autor manhwy, która została adaptowana zadbał, o równowagę i pospiesznie wrzucił na ruszt to co tygryski lubią najbardziej. Kolejny loch z dużą dawką przemocy. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że od czwartego odcinka zaczęto wstawiać bardziej stateczne sceny z mniejszą lub praktycznie żadną animacją Tym samym wracamy na stare tory jeśli chodzi o podział przedstawienia wydarzeń.
Finał kolejnego rajdu to co tu dużo mówić majstersztyk. Pokazówka możliwości w pełnej klasie. Musze jednak wrzucić łyżkę dziegciu i zwrócić uwagę na oszczędzaniu kasy przy animacji armii orków stojących w głównej sali. Na plus z kolei wspomnę, o całkiem niezłym modelu tych potworów. Zamiast klasycznych świnio podobnych mobów dali coś bardziej konkretnego.
Powoli zaczynają się ćwierć finały i widać spory przeskok w wydarzeniach. Rozgałęziania fabuły dalej ciągną ten sam układ pierwsza to dalsze podnoszenie poziomów protagonisty. Następnie wchodzą największe gildie, które stanowią autonomiczne władzę. W pewnym stopniu, ma się rozumieć. Nie zabrakło jeszcze bardziej dram rodzinnych z Jin-Ho Yoo (to ten bogaty i ambitny młodziak).
Każdy z tych wątków wyróżnia się mniejszym lub większym pomysłem na siebie. Praktycznie podstawy wszystkich tych tematów zrobiono porządnie i nie można się doczepić jakiś niespójności logicznych. Wprowadzono nową waifu, która jest po prostu pocieszna i tyle w jej temacie. Natomiast jest coś co wymagałoby poprawki w zakończeniu odcinka ósmego. Widać tam momenty, w których łączono poszczególne sekwencje. Dzieje się to zaledwie kilka razy, ale jest to i tak odczuwalne. W tym samym epizodzie powstał element łączący wszystko jedną klamrą.
W dziewiątym i dziesiątym odcinku dokonuje się wiele istotnych wydarzeń zmierzających już do końca tego sezonu. Warto odnieść się do krytykowanej przez wielu widzów sceny z Jin-Woo Sung. Okazanie łez zostało potratowane jako przerost formy nad treść pozbawionej jakiejś solidnej podstawy. Jest to oczywistą bzdurą, bo każdy kto musiał przejść przez to samo też by się tak zachował.
Inną sprawą jest jego dalsze podejście, w którym nie wyrusza ze wszystkimi na wyspę Jeju. Pokazano motywacje i powody, ale osoby, które przeżyły sporą traumę potrafiły stanąć na wysokości zadania.
Ciekawą sprawą jest popełnienie pierwszych błędów w logice fabularnej. Protagonista jak i prezes poczuli fale magicznej mocy z sali sparingowej. Natomiast wielkiej fali z wyspy już nikt. Następnie moc naszego milusińskiego wzrośnie ponownie na końcu ostatniego odcinka, a w czasie pojedynku towarzyskiego cacka się liderem japońskiej gildii. Nie będę wchodził w szczegóły, bo zepsuło by to wam seans.
W finałowym starciu jest jedna symboliczna scena odwołująca się do zasad z sesji sparingowej. A mowa była, że przegra ten kto da się chwycić za nadgarstek. W tamtym epizodzie było popisywanie się i złapanie za palce. Tylko jak miałby to powtórzyć protagonista jak przeciwnik atakuje z otwartej łapy? Rozumiem przesłanie, ale identyczne ułożenie „dłoni” bossa byłby bardziej wyrazisty.
Następnie komunikacja między zespołami. W jaskini w najgłębszej części nie mieli problemu z łącznością przez większość czasu. Ci co byli na zewnątrz tym bardziej nie powinni mieć problemu, a jednak jak poszczególni członkowie "tracili zasięg". To spoko, nie ma problemu, logiczne, prawda?
Kolejna sprawa to plan Japończyków, którzy ewidentnie robią tu za rezerwowych antagonistów. Dziwnym trafem ich konszachty się spełniają. Tylko w ten wzór wrzucono nie tych co trzeba. A tym samym, czy nie jest to swojego rodzaju wskazanie prawdziwego złola tego sezonu? Kolejna rzecz czemu na wyspę nasz mocarz przybywa tak późno? Przecież „czujki” zostały rozłożone już dawno. Czemu dopiero zareagował jak jego mieli skończyć swój „występ” jego rodacy?
Czy warto obejrzeć Ore dake Level Up na Ken Season 2: Arise from the Shadow? Dla fanów shonenów jest to bez wątpienia pozycja obowiązkowa. Nie można jednak pominąć pewnych faktów, które nieco obniżają ranking tej produkcji. W całościowej ocenie daje 91%
1. Jak oceniacie anime, w którym protagonista ma zawsze miażdżącą przewagę?
2. Preferujecie serie od zera do bohatera, czy koksa na dzień dobry?
3. Czy drobne potknięcia fabularne mają dla was większe znaczenie, czy jesteście wstanie je przeboleć?